Marcowo - pstrągowo


Marzec zaczął się mroźnie. Zdecydowanie nie ułatwiało to wędkowania. W pierwszy weekend miesiąca, mimo niskiej temperatury nie wytrzymałem i pojechałem nad wodę. Nie liczyłem na sukces dlatego postanowiłem zajrzeć nad dwie rzeki: mały, teoretycznie pstrągowy dopływ oraz główną rzekę. Nie spieszyłem się z porannym wyjazdem czekając, aż temperatura podskoczy nieco. Na pierwszy ogień poszła rzeczka. Jadę nieco wyżej gdzie z samochodu będę miał blisko do wody. Przejeżdżam mostek, rzut oka na rzekę w prawo - coś nie tak, rzut oka w lewo - cholera, nie ma wody! Rzeka całkowicie zamarznięta. Może w dwóch, trzech miejscach dostrzegłem niewielkie plamy wody. No pod lodem to ja łowić pstrągów próbował nie będę. Zawracam i jadę nad główną rzekę. Wybrałem fragment, który, mimo, że nie obdarzył mnie do tej pory rybami, bardzo lubię obławiać zimą i wczesną wiosną. Schodzę nad wodę i rozkoszuję się wspaniałym widokiem rzeki.

Zdjęcie: R.I.

Idę powoli w górę obławiając kolejne potencjalne miejscówki głównie woblerami. Rzeka niesie nieco więcej wody niż latem, ale jest bardzo czysta. Mniej więcej w połowie odcinka natykam się na ścieżce na sporą ilość rozrzuconych piór. Sądząc po kolorze i wielkości to czapla. Pewnie miała spotkanie z jakimś drapieżnikiem. Ptaka, ani jego zwłok jednak nigdzie w pobliżu nie widać. Zbieram sporą ilość piór. Przydadzą się do kręcenia much ;)

Zdjęcie: R.I.

Zdjęcie: R.I.
Obławiam kolejne miejscówki i notuję zmiany jakie zaszły w rzece po zimie. Nowe odsypiska piachu, przesunięte przeszło 30 m w dół leżące w nurcie drzewo.

Zdjęcie: R.I.

Nowe miejscówki to nowe stanowiska dla ryb. Idę jeszcze ok 100 m w górę do wyjścia rzeki z zakrętu. Jest tu kilka ciekawych miejsc utworzonych przez leżące w wodzie drzewa i gałęzie. Próbuję woblerem i gumką ale niestety nie notuję żadnego kontaktu. Dzwonię do kolegi, który miał się jakoś o tej porze pojawić nad wodą. Właśnie dojeżdża nad rzekę. Wracam do auta i jadę nieco wyżej. Razem schodzimy nad rzekę. Postanawiamy iść w górę - on prawy, ja lewym brzegiem. Mam tam miejsce gdzie rok temu złowiłem ładnego potoka. Woda idealna, bez problemów obławiam kolejne miejsca prowadząc na przemian obrotówkę lub wobler z prądem i w poprzek rzeki. Brań jednak brak. Wracamy jeszcze na początek i schodzimy kawałek w dół. Ja odpuszczam, kolega jeszcze łowi. Pogadaliśmy sobie, bo nieczęsto się trafia okazja, ale w końcu robi się chłodno, późno i czas się zbierać.


W kolejny weekend zapowiadane było ocieplenie. Zaplanowaliśmy więc z Sebą nieco dalszy wyjazd. Teoretycznie powinniśmy wyjechać wcześniej niż zaplanowana 7:00 bo czeka nas godzina jazdy. Ale biorąc pod uwagę, że dopiero się ociepliło, a noce jeszcze z przymrozkami, liczymy na to, że ryby będą aktywne przez cały dzień. Po całym tygodniu trzeba choć trochę na weekendzie odespać. Droga mija szybko, dyskutujemy nad planem dnia. Ja już miałem na tej rzece okazję łowić rok wcześniej. Seba będzie tam pierwszy raz. Staram się przekazać mu jak najwięcej informacji o wodzie z tego co zdołałem zapamiętać. Po małych perypetiach z utrudnieniami na drodze dojazdowej jesteśmy w końcu na miejscu. Żadnego samochodu, jesteśmy pierwsi. Jest dobrze. Zanim wskoczymy w ekwipunek rzut oka na rzekę z mostku. Jest przepiękna! Zgodnie z planem ruszamy w górę jakieś 700-800 m. Po drodze zauważamy na łączce parę żurawi. Zanim wyjmuję aparat by zrobić zdjęcie, odlatują spłoszone. Rozpoznaję miejsce gdzie rok wcześniej złowiłem pierwszego pstrąga. Proponuję zejść już tu nad wodę. Pokazuję Sebastianowi miejsce, a w międzyczasie szykuję kij żeby rzucić kontrolnie nieco poniżej. Leży tu na środku w wodzie kupka gałęzi oraz spora gałąź w poprzek. Na agrafce silikonowy robak - Tipsy od Crazy Fish - na 1 g czeburaszce. Rzut w poprzek, drugi i czuję szarpnięcie. Na haku pierwszy pstrążek. Jest nieduży, ok. 27-28 cm ale niezwykle waleczny.

Zdjęcie: R.I.

Gęby nam się śmieją na całego bo zapowiada to dobry dzień. Idziemy brzegiem omijając się szeroko żeby sobie nie przeszkadzać. Dochodzę do 3-4 m rynny z szybszym nurtem. Na brzegu spory krzew przy którym przykucam do rzutu. Tym razem na agrafce malutka jaskółka - jedna z moich ulubionych przynęt na okonie i pstrągi. Rzut lekko w górę w poprzek. Nurt ściąga przynętę i przy brzegu nie trafia w nią niewielki pstrążek. Poprawka i w środku nurtu wyraźne uderzenie. Rybka kotłuje się w prądzie. Nie jest taka mała jak ten co nie trafił. Widocznie stały tam dwa. Kolejny na brzegu. Wielkość podobna jak poprzedniego. Pięknie ubarwione rybki. Idziemy dalej. Rozpoznaję kolejne miejsca gdzie rok temu brały rybki. Tym razem jest tu pusto. Kolejne ciekawe miejsce. Pień drzewa w poprzek. Woda wdziera się pod drzewo żłobiąc dół po czym uderza w występ brzegu z wysoką sosną. Prowadzę jiga w poprzek za drzewem, rzucam pod korzenie. Bezskutecznie. Nieco poniżej mnie grubsza gałąź w wodzie nagromadziła kupkę patyków. Ciasno do rzutu ale jakoś się udaje. Jeden, drugi, trzeci i spod patyków wyskakuje do jiga pstrąg. Jiga prowadziłem lekkimi pociągnięciami i w momencie ataku akurat podciągnąłem przynętę zwijając rybie sprzed nosa. Rzucam jeszcze chwilę, zmieniam przynęty ale łobuz już się nie pokazuje. Za to Seba stojący powyżej wyjmuje pierwszego pstrąga na larwę ważki. A więc obaj już z rybami. Jesteśmy już na nieznanym mi odcinku rzeki. Męczę jakiś ciekawe miejsce gdy słyszę potężną chlapaninę. Zerkam w lewo, a Sebastian powyżej z wygiętym lekkim kijkiem walczy ze sporym pstrągiem. Zwijam się szybko i pędzę z aparatem do zdjęcia. Wołam do kolegi żeby się z nim ni bawił tylko dawała do podbieraka. Jak się okazało, nie było to takie proste. Wąska rzeka, a na końcu zestawu całkiem spora i silna ryba. Wreszcie zaczerpnięcie podbierakiem i jest! Ależ duży jak na tę wodę, i do tego całkiem dobrze upasiony. Szybko mierzymy rybę - 37 cm! - kilka fotek i wraca do wody. Ale się cieszę, że jest szansa tu takie trafić! Teraz już obaj całkiem zadowoleni z dnia łowimy na większym luzie. Skuteczna okazała się niewielka obrotówka. Kolega pozostaje przy niej już do końca. Ja nadal zmieniam dobierając przynętę do miejsca - głownie gumki, jigi i miejscami woblery. W jednym Seba płoszy sporą rybę, widzę z wysokiego brzegu jak stoi w nurcie. Po chwili dołącza do niej druga i dwie kolejne. To nie mogą być pstrągi bo te spłoszone uciekają w popłochu tam i z powrotem po całej płytkiej rzece. Przyglądam się dokładniej. Wcięte płetwy ogonowe nieco ciemniej obramowane i całkiem spora grzbietowa - to lipienie! Idziemy dalej w górę rzeki. Dochodzę do ciekawej głębszej rynny wychodzącej z zakrętu, poniżej płytka nieciekawa prostka. Mijam ją i ustawiam się na końcu rynny. Rzucam. W międzyczasie nadchodzi Seba, staje kilka metrów poniżej na tej płytkiej prostce i rzuca obrotówką. Niemal natychmiast branie i całkiem fajny pstrąg za moment jest przy brzegu. Kolega sięga za plecy po podbierak. Tego jednak brak, musiał się odpiąć przy przechodzeniu przez krzaki. Rybka kręci kilka młynków i odpina się. Szkoda. Zmieniam przynętę na srebrnego Meppsa Aglia nr 1. Dwa-trzy rzuty i ja mam malucha. A więc na to trzeba dziś łowić. Idziemy jeszcze kawałek, ale woda wygląda coraz mniej ciekawie. Postanawiamy wrócić do auta. Po drodze szybkie ognisko, kiełbaska i kilka łyków herbaty z imbirem. Posileni i wypoczęci wracamy do auta. Zrobiło się całkiem ciepło więc zrzucamy zbędne bluzy itp. Już z lżejszym ekwipunkiem postanawiamy zejść kawałek w dół i wracać łowiąc w górę rzeki. Rzeka tu szersza, brzegi wysokie - na przemian raz lewy, raz prawy. OK, można zaczynać. Fajne miejscówki: głębsze rynny, pojedyncze duże głazy w nurcie, zwałki. Jednak kilka pierwszych teoretycznie bankówek jest pustych. Ostanie ok 350 m przed mostem należy jednak do nas. Najpierw u mnie maluch. Następnie u Sebastiana. W krótkiej, szybkiej i dość głębokiej rynnie w pierwszym przeprowadzeniu obrotówki w poprzek siada coś większego. Ładnie gnie kijek. Szybki hol i jest w podbieraku. Mój największy tego dnia - 31 cm, Jednocześnie kilka metrów niżej za krzakiem Seba holuje kolejnego malucha. 

Zdjęcie: S.K.

Wyżej doławiam jeszcze dwa: jeden nieco ponad 20 cm i w fajnej głębokiej rynnie kolejnego pod 30 cm. Do tego jakieś wyjścia i przepłoszone ryby. Jesteśmy przy mostku. Ciekawość bierze górę i idziemy jeszcze kawałek. W jednym miejscu znikąd na tle piaszczystego dna pojawia się jasny, niewielki pstrążek i odprowadza obrotówkę. Nieco wyżej spod gałęzi do wychodzącej z wody obrotówki skacze całkiem fajny kropek, ale niestety nie trafia i tylko chlapie się na powierzchni. Łowimy jeszcze chwilę ale bez efektów, jedynie kilka spłoszonych rybek. Zmęczeni ale zadowoleni wracamy do auta. Takie dni pamięta się długo. Okazało się później, że na tej rzece byłem prawie dokładnie rok wcześniej. Wtedy miałem 4 pstrążki i okonia. Historia lubi się powtarzać :)

Tydzień później melduję się nad dużą rzeką. Pogoda nie rozpieszcza. W nocy kilka stopni na minusie, nawet w dzień jest lekko poniżej zera i tylko mocne słońce przypomina, że zbliża się wiosna. Dziś jednak mocniej do głosu doszła zima. Jest bezchmurnie ale chwilami wieje silny wiatr. Tego właśnie się obawiałem jadąc tutaj i do końca nie byłem przekonany czy to dobra decyzja. W planie awaryjnym był osłonięty od wiatru, za to wystawiony na ożywcze słońce, północny brzeg glinianki. Postanowiłem, że jadę jednak nad rzekę, a jak się nie da łowić to po godzinie się zwijam nad gliniankę. Na miejscu mam się spotkać z Pawłem - planuje jakiś krótki filmowy materiał zrobić. Na spokojnie ok 10:00 jestem na miejscu. Wbijam się w spodniobuty i schodzę nad rzekę. Stan wody OK, nawet tak mocno nie wieje. Zaczynam od końca zakrętu na styku nurtu i wstecznych prądów. Wobler, jaskółka - nic. Dzwoni Paweł, że też jest na miejscu ale nie widzi mojego samochodu. Okazuje się, że nawigacja ulokowała go ok 300 m niżej. Za moment jest już u celu. Ja tymczasem idę nieco w górę. Na agrafkę oliwkowy jig na 1 g, którego ukręciłem przed weekendem. Przy przeciwnym wietrze i żyłce 0,23 mm nie chce lecieć. No to brązowy na 2 g. Tu już jest lepiej. Przynęta rzucona pod prąd ładnie spływa z nurtem lekko falując przy wybieraniu tylko luzu żyłki. O to mi chodzi, niech spływa naturalnie w połowie wody. Mam cichą nadzieję, że przy trzecim podejściu uda się skusić mieszkańca pobliskiego dołka za głazem. Jestem ok 30 m niżej. Paweł wystraszony zimnem wraca do auta ubrać się cieplej. Rzucam jiga nieco skosem w górę pod gałęzie leżącego w nurcie drzewa i sprowadzam powoli w dół. Może 2-3 rzut, jig dopływa nad leżącą na dnie ok 5 m od brzegu gałąź i w tym momencie podnosi się z dna duży pstrąg. Zawija rogala i łyka leniwie jiga. Branie najpierw widzę, a potem czuję. Zacięcie jest pewne i ryba spływając lekko w dół kręci młynki w wodzie. krzyczę do Pawła by się pospieszył z kamerą. Pstrąg walczy całkiem spokojnie więc zsuwam się z wysokiego brzegu do wody i spokojnie wprowadzam go do podbieraka. Hol trwał niecałą minutę. Winduję się z powrotem na górę. Ależ wielki i gruby! Na oko blisko 50 cm. Paweł nadchodzi jak robię rybie zdjęcie telefonem. Szybko robimy sesję aparatem, dokładne mierzenie - 49 cm. Zauważam charakterystyczną deformację na lewej pokrywie skrzelowej ryby. Jak się spotkamy ponownie to na pewno cię poznam.

Zdjęcie: P.S.

Rybka wraca do wody, co udaje się fajnie uwiecznić.

Zdjęcie: P.S.

Zdjęcie: P.S.

Łowię dalej choć na dziś mógłbym zakończyć. Jest 10:45. Takie szybkie akcje lubię. Dokładnie obławiam dołek za i przed głazem ale bez efektu. Całkiem możliwe, że ryba którą zerwałem jakiś czas wcześniej była tą, którą dziś złowiłem ale zeszła i ustawiła się nieco niżej. Albo może patrolowała swój teren w poszukiwaniu pożywienia? Przechodzę cały zaplanowany odcinek przy okazji męcząc się z tworzącymi się w tych warunkach brodami na szpuli. Trzy razy odcinam po ok 10-15 m żyłki. Ubyło jej na szpuli sporo. Trzeba będzie zakupić nową. Do końca brań ani wyjść już nie ma. Dzień jednak udany.

25 marzec. Tym razem większą grupą - 4 osoby (ja, Paweł, Seba i Jacek) jedziemy nad niewielką pstrągową rzeczkę. Liczymy, że będzie przynajmniej tak jak 2 tyg wcześniej z Sebą. Odcinek mamy wytypowany. Chcemy poznać ostatni, nieznany fragment rzeki. Rozdzielamy się na dwie grupy. Seba z Jackiem (nowicjuszem na pstrągach) zostają nieco w dole i będą szli w górę rzeki. Jadę z Pawłem najwyżej jak się da i schodzimy w dół. Tego się nie spodziewałem. Z przekazów miała mieć podobny charakter na całej długości, a tu szeroka, płytka i prawie bez kryjówek niezbyt spiesznie płynąca rzeczka. Taka typowa na drobne klenie i okonie na lato.

Zdjęcie: R.I.

Zdjęcie: R.I.

Trudno, trzeba jakoś łowić. Przynajmniej Paweł zobaczy gdzie na takiej wodzie szukać ryb. Rzekę miejscami przegradza jakieś zwalone drzewo i tak robi się ciekawiej. Ryb jednak nie widać. Schodzimy niżej i niżej, szybciej omijając nieciekawe fragmenty. Miejscami brzegi mocno bagniste, szerokie pasy zeschłych trzcin czy tataraku ciągną się przez 15-20 m skutecznie utrudniając dojście do wody. W pewnym momencie spod brzegu, z płytkiej, mulistej zatoczki płoszę ok 30 cm rybkę. Ciemny kształt w panice ucieka na drugą stronę. Jestem przekonany, ze to pstrąg ale co on robił w takim miejscu? Kilkadziesiąt metrów niżej nieco większa ryba, spłoszona odpływa pod drugi brzeg. Znów typuję pstrąga. Po chwili Paweł wyjmuje na larwę ważki niewielkiego (ok 30 cm) szczupaczka. 

Zdjęcie: R.I.

Teraz nabieram podejrzeń, że druga ze spłoszonych ryb była szczupakiem bo odpłynęła całkiem spokojnie. Znów długi i szeroki pas bagna i zeschłej roślinności. Przechodzę więc na drugi, wygodniejszy brzeg. Paweł woli zostać na swoim. Dochodzę do pozostałości starego drewnianego mostku. W wodzie sterczą niskie pale. Drugi brzeg lekko bagnisty, woda płytka. Przy moim brzegu nieco głębsza, wąska rynna. Podchodzę ostrożnie do brzegu ale i tak płoszę rybę. Wyraźnie widzę szczupaka odpływającego z nurtem w dół. Ustawił się ok 4-5 m niżej. Mówię do Pawła by włączył kamerkę. Zapinam na agrafkę największy wobler jaki mam - 7 cm Rapalę Original - i delikatnie rzucam na skraj rynny nieco poniżej ryby. Wobler po drodze trafia na jakiś patyk. Cholera. Udaje się odczepić bez zbędnego hałasu. Drugi rzut, wobler spływa, kolebiąc się, w poprzek pod mój brzeg. Powinien być jakoś na wysokości ryby. Miękkie przytrzymanie, zacięcie i ryba kotłuje się przy powierzchni. Delikatny kijek gnie się całkiem mocno. Pozwalam na chwilę szaleństwa i za moment schodzę w dół zdejmując w międzyczasie podbieram. Lekkie naprowadzenie kijem i ryba z prądem spływa wprost do siatki. Jest większa niż przypuszczałem i z trudem mieści się między obręczą. Pytam Pawła czy nagrał. Będzie fajny bonus. Szybkie mierzenie - 53 cm, fotka i gruba rybka wraca do wody.

Zdjęcie: R.I.

Kawałek niżej rzeka rozdziela się. Kanał zasilający stawy biegnie lekko w prawo będąc jakby kontynuacją dotychczasowego charakteru rzeki, a reszta wody płynie przez śluzę poniżej której diametralnie zmienia swój wygląd. To już znana mi górska rzeczka choć jeszcze w mniejszym rozmiarze.

Zdjęcie: R.I.

Zdjęcie: R.I.

Łowię w typowy dla siebie sposób podrzucając przynęty w najtrudniejsze, najbardziej niedostępne miejsca. Rybek niestety nie widać. Robimy krótką przerwę w trakcie której Paweł nagrywa krótki materiał nt. łowienia pstrągów w małych rzeczkach. W trakcie pojawia się Seba z Jackiem. Nie złowili nic, jedynie spłoszyli kilka drobnych pstrągów i szczupaczka. Wracamy wszyscy do auta i zjeżdżamy w dół. Ognisko, kiełbaska i zrzucenie zbędnej odzieży bo robi się gorąco. Jacek z Sebą schodzą w dół i będą wracać łowiąc w górę, a ja z Pawłem w górę. Czasu nie mamy za wiele. Widać, że poziom wody jest niższy niż przed 2 tygodniami. Miejsca gdzie poprzednio wychodziły pstrągi są puste. Dogrywamy jeszcze trochę materiału i Paweł wraca, a ja jeszcze idę nieco w górę. Widzę drobne okonki ale zupełnie nie zainteresowane przynętami. W niewielkiej rynnie dostrzegam lipienia ok 25 cm. Pod drugim brzegiem stoi jakaś rybka. Zakładam jiga i podrzucam. Powoli mija rybę i wtedy ta rusza. Płynie ok 40-50 cm za przynętą ale nie atakuje. Po 2 m odpuszcza i wraca na stanowisko. Obławiam jeszcze kilka miejsc ale bezskutecznie. Wracam. Paweł i Jacek już są. Pojawia się też Seba z podbierakiem. Niesie pstrąga. Całkiem fajny, ok 32-33 cm. Mówi, że w dole nic się nie działo, więc wrócił i poszedł kawałek w górę mijając nas. Miał dwie ryby i kilka wyjść i spinek. Wszystkie ryby skusił na niewielkiego silikonowego robaczka na główce 0,8 g. To był klucz do sukcesu. Lekka, naturalnie spływająca przynęta. Zapamiętam na przyszłość.

Jak ktoś ma ochotę to zapraszam na mój aktorski debiut w filmie Pawła ;)



Podsumowując ten miesiąc, pstrągowo było całkiem dobrze. Choć powracająca zimowa pogoda przez pierwszą połowę miesiąca skutecznie utrudniała łowienie to efekty jakieś były.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grudzień

Sezon pstrągowy - małe podsumowanie