Sezon pstrągowy - małe podsumowanie

 


Sezon pstrągowy 2020 dobiegł właśnie końca. Zanim napiszę małe podsumowanie w skrócie opiszę ostatnie wyprawy. Upalne lato dało się we znaki właśnie w pierwszej połowie sierpnia. Kilka razy zajrzałem na miejski odcinek rzeki, i raz na sandaczową miejscówkę. Trafiały się okonki, ale bez szału ilościowego i wielkościowego oprócz rodzynka - 32 czy 33 cm o ile dobrze pamiętam.


Z racji tego, że zielska w wodzie pełno, ciężko się łowi. Próbowałem najpierw twardymi przynętami: woblery, wirujące ogonki i cykady. Okonie jednak nie były chętne ruszać się z zielska do tych przynęt. Stwierdziłem, że spróbuję połowić w zielsku. Zbrojenie offsetowe to dla mnie odkrycie ubiegłego roku. Rewelacyjny sposób na lato i zarośniętą wodę. Uzbroiłem więc sporą, 7,5 cm gumę w hak offsetowy oraz 4 g czeburaszkę i turlałem to sobie po dnie z prądem. Dość szybko miałem branie i nowy kijek został przetestowany na powyższym garbusku. A właśnie, kijek. W osiedlowym sklepie wędkarskim trafiłem na fajną promocję. Kupiłem kijek z przeznaczeniem na uniwersalne łowienie jazi, kleni, okoni i może pstrągów. Brakowało mi takiego w długości ok 240 cm. Wybór padł na Robinsona River Master Trout Spin 243 cm 3-15 g. Ładnie zbudowany patyk o ciepłej akcji i głębokim ugięciu. Mam wrażenie, że jest szybszy od Fenwicka HMX którego kiedyś posiadałem, a który okazał się za wolny do moich zastosowań. Robinsonem doskonale rzuca się nawet małymi woblerami. Na dłuższe testy przyjdzie pewnie pora od stycznia bo nie omieszkam zabrać go na pstrągi. Mam nadzieję, że pokaże tu w pełni swoje zalety.

Na tym okoniu wieczór się skończył. Kolejny obdarzył mnie jedynie kilkoma maluchami. Sandaczowy wypad również okazał się porażką. W pierwszym miejscu nie działo się kompletnie nic. Zmiana miejscówki i tu cokolwiek się działo na wodzie. Jakieś spławy, przypuszczalne ataki... Kontaktu z rybą jednak nie mieliśmy. W ruch poszły zarówno smukłe woblery jak i gumy na różnych gramaturach. To chyba jeszcze nie ten czas.

Druga połowa sierpnia to czas mojego urlopu. Zupełnie przypadkiem wybrałem się z żoną i psem na spacer nad wodę, której mały fragment widziałem już jakiś czas temu. Widok całego odcinka był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Fajna kameralna woda, a co najważniejsze namierzyłem tam spore ryby, które od jakiegoś czasu kuszą mnie niesamowicie - wzdręgi, i to takie 35+. Do tego spore ławice ryb 20-30 cm oraz piękne liny. Największym zaskoczeniem był widok szczupaka +/- 85 cm na płytkiej wodzie. Przy kolejnej tam wizycie, już z wędką, szczupaki zauważyłem dwa, stały w odległości ok 1,5 m od siebie. Próbowałem dobrać się do wzdręg. Uzbrojony w ultra lekki kijek - który otrzymałem na testy - Azura Olivia 1,9 m c.w. 0,8-4 g oraz mikrogumki i mikrojigi dwoiłem się i troiłem, żeby złowić jakąś rybkę. Wzdręgi zupełnie ignorowały przynęty. Jedyna, która się skusiła była z tym mniejszych, ok 20 cm. Do tego dwa okonki oraz szczupaczek. Nie odpuszczę jednak i pojawię się tam jak się nieco ochłodzi. Może rybki będą bardziej chętne do współpracy.

OK, przechodzimy do pstrągów. Z powodu upałów nie bardzo miałem ochotę pchać się gdziekolwiek w gąszcz. Wyskoczyłem kilka razy na dużą rzekę, ale głównie z nastawieniem na okonia i ewentualnie klenia. Za pstrągiem ruszyłem skoro świt nad jedną z okolicznych rzeczułek. Czas jej świetności niestety minął, ale liczyłem choćby na kilka maluchów. Za wcześnie wyjechałem i mimo, że już było dość jasno to nad wodą, między drzewami panował półmrok. Pierwszy odcinek bez kontaktu. Szkoda, bo w nim pokładałem największe nadzieje. Jedynie w jednym miejscu widziałem jakiś ruch w wodzie - upadający woblerek spłoszył jakąś rybę. Przeszedłem spory kawałek wyżej. Już w pierwszym miejscu na wahadełko rzucone z prądem zapiął się nieduży pstrąg. Niestety wypiął się po kilku młynkach. Kolejne miejsca na pusto choć tu nigdy nic specjalnego się nie działo. Nadzieję wiązałem z niedużym rozlewiskiem powyżej tamy bobrowej. Niestety...wyrwa w tamie sprawiła że wody ubyło. Kiedyś woda sięgała prawie po pas, teraz ledwie do połowy łydki... Całe dno widoczne jak na dłoni. Na odcinku tych może 20-25 m zawsze było kilka ryb w okolicy wymiaru. Teraz jest pusto... Łowię jeszcze kawałek ale jedynie podziwiam widoki bo ryb nie notuję.


Wracam do auta i jadę wyżej. Robi się coraz cieplej więc wiem, że za długo tu nie zabawię dziś. Tu również jest płytko ale zawsze tak było. Maszeruję do tych nielicznych, głębszych fragmentów. Na jednym z zakrętów obrotówkę atakuje nieduży pstrążek. Jest pięknie ubarwiony i niezwykle waleczny. Szybko robię zdjęcie i wypuszczam rybkę. 


W jednym z ostatnich miejsc mam wyjście fajniejszego pstrąga. Rybka odprowadza obrotówkę i zawija przed brzegiem bez ataku. Zmiana na wobler, potem gumkę i jiga nie prowokuję jednak ryby. Kończę i zwijam się mając nadzieję, że 2-3 lata spokoju pozwolą rzeczce nieco się odrodzić.

W kolejny weekend wybrałem się na spotkanie (połączone z wędkowaniem) z okazji zakończenia sezonu pstrągowego do zaprzyjaźnionego stowarzyszenia. Rok temu były to zawody, w tym ze względu na wyłączenie przez okręg jednego fragmentu rzeki, a przez zatrucie - kolejnego, zawody się nie odbyły. Wykorzystałem jednak te 3,5 godziny, które miałem do dyspozycji od zbiórki do wspólnego ogniska, na przejście z wędką ciekawego odcinka rzeki. Miałem przygotowane dwa kije spinningowe (choć kusiło wziąć muchówkę) ale po rozmowie z kolegą postanowiłem w warunkach rzecznych przetestować Azurę. Okazało się to trafną decyzją. Bez problemu mogłem podawać nieco cięższe nimfy oraz mikrogumki na lekkich główkach w potencjalne miejscówki dość płytkiej rzeki. Wyniki przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Złowiłem 2 okonie, 2 pstrągi ok 30-32 cm oraz 7 lipieni, z których największy mierzył 43 cm (mój nowy rekord).






Szczególnie emocjonujący był moment gdy powyższy lipień w pierwszym podaniu wziął czarną, silikonową  imitację widelnicy. Duża elastyczność kija pozwoliła rybę w kilka sekund wprowadzić do podbieraka. Polecam każdemu taką zabawę jeśli ktoś nie łowi na muchę.

To co wydarzyło się kilka dni później, zapamiętam na długo. Jako, że urlop trwa w najlepsze, a do tego upały po weekendzie odpuściły, zapada decyzja wypadu na jeden z siurków. Byliśmy tam dopiero dwa razy i choć szczególnie rewelacyjnie nie było, to jednak widać było potencjał rzeki, a i klimat taki jak lubimy. Na miejscu jesteśmy kilka minut po 6 i jakieś pół godziny później już jesteśmy nad brzegiem rzeki. Zaczynam nieco wyżej niż Sebastian. Rzeka niesamowicie zarośnięta, co w połączeniu z niewielką tu jej szerokością pozostawia nam bardzo krótkie i wąskie pasy wolnej wody. Jedynie gdzieniegdzie woda płynie wolno całą szerokością. Namierzam takie właśnie miejsce z niewielką przeszkodą w postaci resztek gałęzi. Za nim zwolnienie. Rzucam woblerek i coś błyska w pobliżu raz i drugi. Zmiana na obrotówkę - myślę, zapracuje głębiej i wolniej. Zaraz po starcie branie i wyciągam okonia, takiego pod 20 cm.


Kilka kolejnych rzutów i mam drugiego, nieco mniejszego. Idę w górę. Ciężko się łowi w takich warunkach, ale jak wejdziemy w las będzie lepiej.



Zmieniam obrotówkę na jiga i mam skubnięcie niedużego pstrążka. Wyskoczył z pod kupki gałęzi i zaraz uciekł w górę rzeki pod drzewo. Seba w tym czasie ma już trzy pstrągi w tym jeden na pewno miarowy. Wszystkie na obrotówkę. Na kolejnych metrach nic do jiga nie wychodzi więc wracam do obrotówki. Kolejne dwa okonie meldują się na kotwiczce. Tym razem Seba idzie przodem, a mi zostaje niedługa prostka mocno przysłonięta wiszącymi gałęziami oraz zakręt. Na tej prostce w lutym miałem krótkiego pstrąga. Rzut obrotówką i od razu wyjście. Atak nie trafiony, kolejny także. Kolejne rzuty bez efektu. Zmieniam na wobler twitchowy ale pstrąg już odpuścił. Robię 3-4 kroki w górę i rzucam nieco wyżej. Natychmiastowe wyjście do woblera ale pstrąg znów nie trafia i już nie poprawia. Szkoda, oba wyglądały na 30+. Idziemy dalej. Mało ciekawa prostka, ale jest nieduże przegłębienie przy nadbrzeżnym drzewie, które daje jakąś szansę na malucha. Rzut Meppsem nr 2 i siedzi. Pod brzegiem jednak się spina. Szkoda. Nieco wyżej wychodzi mi kolejny i tylko lekko skubie. Zacinam i nie wiadomo jakim sposobem zrywam plecionkę. Najgorsze, że nie wiem gdzie ląduje zerwany fragment z błystką. Przeszukuję nadbrzeżne pokrzywy ale bezskutecznie. Mam nadzieję, że nie została w pysku pstrąga, choć nawet jakby to przygięte zadziory pozwolą mu szybko uwolnić się od niechcianej biżuterii. Przechodzę na drugi brzeg żeby wygodnie obłowić najbliższy zakręt. Przeciwny brzeg niestety mocno bagnisty i trzeba szeroko omijać. Zanim jednak tam dochodzimy rozpoznaję miejsce gdzie rok wcześniej fajny pstrąg mi wyszedł. Zaczyna mocniej padać deszcz. Pokazuję miejsce Sebastianowi i sugeruję żeby rzucił. Natychmiast ma branie i wyjmuje pstrąga 30+. Pierwsza wystawiona ryba tego dnia ;) Mi kilka metrów wyżej wychodzi spod kłody pstrąg ale nie trafia i nie powtarza mimo kolejnych rzutów zmian przynęty. Zakręt okazuje się być mocno wypłycony. Poprzednio nawet przy podobnym poziomie wody wyglądało, że jest tam sporo głębiej. Trudno. Powyżej zakrętu zwalisko, takie akurat na 30-taka. Rzut obrotówką i własnie podobnej wielkości atakuje. Pierwszy dziś wyjęty. Nieco wyżej mam drugiego. Potem płytki zakręt i prostka kończąca się zakrętem 180 stopni. Na prostce Sebastian ma wyjście. Nieco wyżej już bezpośrednio przed zakrętem ja mam wyjście fajnego pstrąga. Ciężko trafić w punkt szczególnie, że nadal pada i stoję na skraju bagna. Obrotówka upada nieco za blisko ale mam branie i po chwili kolejny pod 30 spada. W końcu rzut wychodzi i przy zwałce mocny strzał. Kocioł na powierzchni, trochę kłopotów przy podebraniu przez grząski brzeg ale w końcu mam go w podbieraku. Szybka ocena na 35-36 cm ale dla pewności przykładam miarkę. Nie wierzę, 38 cm! Seba w międzyczasie przechodzi na mój brzeg i robi mi zdjęcie.



Sam zakręt już ryby nie daje choć miejsce według mnie jest pewniakiem. Nieco wyżej wyjmuję kolejnego okonka-malucha. Potem płytki odcinek więc mijam Sebastiana zostawiając mu ciekawy, głębszy fragment powyżej, ze zwałkami, i idę wyżej. Miejsce fajne, zakręt, dwie zwałki, choć wydaje się niespecjalnie głębokie i "nie pachnie" grubą rybą. Rzucam błystkę (szczęśliwy meppsik 2 mosiężny), precyzyjne prowadzenie i strzał, ale jaki! Ryba skacze raz i drugi metr nad wodę. Seba już widzi co się dzieje i idzie w moją stronę. Ryba ostro odjeżdża ale dobrze ustawiony hamulec, elastyczna wędka i w sumie mała przestrzeń jaką ma do dyspozycji, nie daje jej dużych szans. Podbieram i nie wierzę, 40-tak jak nic! Kilka fotek, mierzenie (43 cm) i wraca do wody.



zdjęcie: S.K.

Przyjmuję gratulacje od Sebastiana. Chwila na ochłonięcie. Mimo hałasu jaki zrobiła ryba podczas holu rzucam jeszcze przed tę drugą zwałkę powyżej. Nie jestem w stanie teraz powiedzieć czy to był pierwszy czy piąty rzut, ale wydarzyło się coś czego się nie spodziewałem. Mam znów silne branie. Tym razem wiem, że ryba jest większa. Ciągnie do dna i odjeżdża nie dając łatwo za wygraną. Mam przy tym sporo szczęścia bo najpierw nie mogę odpiąć podbieraka (siatka zaczepiła się o zamek plecaka), potem dwa razy wypada mi z podbieraka bo w płytkiej wodzie ciężko mi ją dobrze zagarnąć. Ślizgam się przy tym na przybrzeżnym błocku. W końcu jest (zdjęcie tytułowe tego postu). No nie wierzę! W czasie holu krzyknąłem, że mam 50-taka. Tak duży nie jest ale niewiele się pomyliłem - 47 cm! Dwie piękne ryby z jednego zakrętu! Szybka sesja i wraca do wody.


zdjęcie: S.K.


zdjęcie: S.K.

W tym miejscu muszę pochwalić rewelacyjną amortyzację kijka Favorite Balance 213 cm 2-7 g - obecnie skrócony do ok 200 cm co nieco podniosło górne c.w. Do tej pory nie wybrał bym się z nim świadomie na pstrągi wielkości 45+. Jak widać spokojnie sobie z takimi poradzi. Do skutecznego zacięcia przydaje się zestawienie go z plecionką.

Dzień już mam zrobiony. Kolejne setki metrów rzeki dają nam sporo okoni, ale niestety nie pstrągów. Dopiero pod koniec odcinka znów mamy kontakt z pstrągami. Najpierw w miejscu, które wcześniej Sebastian obłowił z góry, ja podaję obrotówkę od dołu i natychmiast branie. Szybki hol i kolejny miarowy (36 cm) pstrąg jest mój. Zdjęcia brak bo zadzwonił telefon, który musiałem odebrać, a nie chciałem pstrąga za długo trzymać poza wodą. Z kolejną rybą miałem ciekawą przygodę. Rzuciłem obrotówkę pod niedużą kępę jakiegoś zielska wodnego. Pech chciał, że zaczepiłem jakiś zgniły liść. Miejsce było obiecujące więc nie chcąc robić hałasu powoli ściągałem błystkę do siebie. Niespodziewanie ruszył za nią pstrąg próbując na wszystkie sposoby dobrać się do niej. Widocznie wabiła go bujająca się z boku na bok złota paletka. W końcu prawie pod nogami pstrąg zdołał jakoś pochwycić błystkę. Szybkie zacięcie, błyskawiczny hol i w podbieraku ląduje pstrąg 35 cm.



Piaty dziś, miarowy pstrąg w podbieraku. Wymarzone zakończenie sezonu pstrągowego! Choć mam jeszcze kilka dni do dyspozycji to postanawiam po dzisiejszym dniu odpuścić już tym rybom.

To jednak nie miało być na tyle. Kolejne kilka okoni wyjęte. W jednym z ciekawych miejsc mam wyjście pstrąga po rzucie w dół rzeki. Jestem pewien, że nie poprawi, a ponieważ Seba stoi niżej to sugeruję mu rzut z dołu. Natychmiast ma branie. Pstrąg okazał się większy niż myślałem - 42 cm - a obstawiałem co najwyżej miarowego :) Znów wystawiona ryba. Dochodzi 11 i musimy kończyć. Na sam koniec mam kilka wyjść 30-taka w końcu zakończone skutecznym zacięciem. Branie na krótkim dyszlu niestety kończy się spinką. Dziś to jednak już bez znaczenia, bo to był MÓJ dzień! I to było by na tyle w 2020. Z pstrągami spotkam się (mam nadzieję) już 1 stycznia, a z siurkami pewnie dopiero w lutym/marcu.
Podsumowując ten sezon pstrągowy muszę przyznać, że był wyjątkowo owocny. Nie tyle w ilość co w jakość. Złowiłem 3 pstrągi powyżej 50 cm (51, 53 i 54 cm) oraz miałem na kiju przynajmniej jeszcze 4 podobnej wielkości (w tym dwa na bank 55+). Takich 40+ też miałem kilka sztuk (nie robię już notatek więc ciężko zapamiętać dokładnie). Rzadziej niż w latach poprzednich używałem woblerów twitchingowych, za to sporo ryb padło na tradycyjne woblery i obrotówki, a także na gumy. Sporo nowych ciekawych doświadczeń i obserwacji, odkrytych nowych odcinków rzek i namierzonych ryb. Mam nadzieję, że sezon 2021 będzie przynajmniej równie dobry. Plan z grubsza jest już nakreślony i jeśli się go będę trzymał powinny być efekty.


Na koniec jeszcze szybkie info i tu chyba pierwszy raz padnie nazwa wody. Dwa razy zajrzeliśmy nad Wisłę. Pierwszym razem popołudniowo-wieczornie. Wynik kilkugodzinnego biczowania wody - ja na 0, Seba wyjął bolenia 58 cm. Fajny odcinek, może tam jeszcze zajrzymy. Dwa dni później, również na sesję popołudniową, zajrzałem z innym kolegą, na inny odcinek. Tym razem mi się pofarciło i złowiłem szczupaka ok 60 cm (nie mierzony). To jednak zupełnie inne wędkowanie, do którego jestem przyzwyczajony. Na dłuższą metę chyba za bardzo monotonne i co by nie mówić dość wyczerpujące z racji mocniejszego (i cięższego) sprzętu, przynęt.

zdjęcie: M.Z.



Ochłodzenie nadal się utrzymuje, więc mam nadzieję, że jesień obdarzy fajnymi szczupakami, okoniami i może sandaczami.


Komentarze

  1. Super relacja no i też piękne pstrągi oczywiście;) Lubicie wyprawy na ryby? Też tu kamizelka asekuracyjna powinna wam się przydać na jeziorze, stawie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No na pstragi taka kamizelka to super sprawa..

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

I znów kropki... :)

Marcowo - pstrągowo