Trudny rok 2021

 


Jaki był 2021?


Ile to już minęło od ostatniego wpisu? Rok? Prawie dokładnie 11 miesięcy... I właściwie już tutaj można by się domyślać powodu takiej długiej przerwy. "Jakby miał o czym pisać, to by pisał. Pewnie nie połowił, hehe..." Cóż, w bardzo dużym skrócie tak było. To pierwszy rok od 2016, czyli od kiedy łowię na tych wodach, z tak słabymi wynikami. Może niekoniecznie dużo gorszymi, ale znacznie, znacznie poniżej oczekiwań. A właśnie, muszę tu wspomnieć, że próbowałem stworzyć coś na kształt kalendarza wędkarskiego. Starałem się, analizując wcześniejsze wyniki w poszczególnych miesiącach na konkretnych łowiskach, zoptymalizować swoje wędkarskie eskapady żeby jak najlepiej wykorzystać potencjał łowisk. Oczywiście realia zweryfikowały nieco plany, a i nieraz lenistwo podpowiedziało pójście na łatwiznę. No i była generalnie lipa. Pocieszam się, że nie tylko u mnie bo wielu kolegów narzekało na wyniki.

Niemniej kilka fajnych rybek złowiłem. Przedstawię je na końcu z krótkim opisem okoliczności połowu.


Zacznę od podsumowania zawodów spinningowych i muchowych. Mogę powiedzieć, że generalnie jestem zadowolony mimo, że nie wszystko wyszło jakbym chciał.

Spinningowe to tylko zawody mojego koła wędkarskiego. Na pierwszych – majowych – nie mogłem się zjawić dochodząc do siebie po infekcji Covid-19. Niewiele straciłem, bo jak się okazało wszyscy zerowali. Nieobecność dodała mi jednak trochę karnych punktów. Ponieważ miała to być pierwsza tura spinningowych mistrzostw koła zapadła decyzja, że kolejne zaplanowane zawody odbędą się dwutorowo. W czerwcowy upalny dzień to nie najszczęśliwsze rozwiązanie ale co było robić. Pierwszą turę, na wodzie stojącej, zaliczyłem na 0... Kilka krótkich okonków i jedynie obserwowane, niezainteresowane klenie. Na drugą turę zmiana łowiska na rzekę (dzięki podpowiedzi kolegi). Trochę gubię właściwą drogę i muszę dobre kilkaset metrów przedzierać się przez chaszcze. Na smużaka łowię dwa klenie: 38,8 cm i 40,5 cm zaliczając przy tym kilka niezaciętych brań. Gdyby nie potworne zmęczenie całym dniem w upale, chaszczach z gumowymi woderami na nogach, może bym jeszcze próbował dołowić kolejnego. Odpuściłem i wróciłem na miejsce zbiórki z nadzieją, że może jakiś okoń się trafi do kompletu. Kończę jednak tylko z tymi 2 rybami. Okazuje się, że wystarczy to do pierwszego miejsca. Zero w pierwszej turze eliminuje mnie z walki o MK.




Kolejne zawody wieczorno-nocne, na których zawsze punktowałem. Taktycznie rozegrałem je kiepsko. Do tego jeden z "kolegów" bez pardonu wlazł mi w łowisko... Zerowałem.


Na tym zakończyła się runda "wiosenna". W rundzie "jesiennej" czekały mnie kolejne 3 imprezy. Zawodów na jeziorach najbardziej się obawiałem. Przed pierwszymi zrobiłem mały trening. Namierzyłem miejsca z dużą ilością drobnych okoni, wśród których trafiały się okołowymiarowe. Złowiłem też jednego fajnego garbuska, ok 28 cm, z głębokiej wody.



Jakiś plan więc był. Skończyłem na 5 miejscu z dwoma okoniami: 20 cm i 21,5 cm. Nie udało się złowić przyzwoitego garbusa z głębokiej wody. Przybrzeżne miejsca też nie wypaliły ilościowo jak na treningu, ale wielkościowo wystarczyło by nie skończyć na 0.


Kolejne zawody na jeziorach, na których nigdy nie byłem. Nie obiecywałem sobie za wiele. Dość szybko uwiesił się sandaczyk ;)



Później w ciekawym miejscu dobry strzał i jest miarowy okoń. Niestety ale tylko jeden w tym miejscu.



W kolejnym kilka krótkich. W płytkiej zatoce na końcu jeziora pusto. Przechodzę na kolejny zbiornik. Pierwsza zatoka płytka i niemiłosiernie zarośnięta. Wpada jeden króciak. Kolejne miejsce to nieduże wcięcie w trzciny. Pierwsze rzuty dają kolejnego 20+.



Już jest OK. Kolejne rzuty to sporo niezaciętych brań. Zmieniam gumkę 5 cm na 3,5 cm i w końcu zacinam kilka mikrusów. Kolejna zmiana na jaskółkę i to jest strzał w 10. Przez kilkanaście minut wyjmuję okonia za okoniem jednak żaden nie chce przekroczyć magicznej granicy 20 cm... Mam więc nadal 2 sztuki. Zmieniam miejsce ale bez efektów. Powrót na rybodajną miejscówkę, choć nie łatwo się w tym gąszczu odnaleźć, i czesanie wody jaskółką. Ryb i brań jednak mniej. Lżejsza główka żeby spowolnić opad i jest efekt – 3 okoń. 



Koledzy połowili lepiej i kończę na 8 miejscu.


Spinningowe zakończenie sezonu ponownie na wodzie płynącej oraz płynącej okresowo ;) Rozpoznania jakieś 2 tygodnie wcześniej i tydzień wcześniej dawały nadzieję na punktowane ryby. Plan ustaliłem i postanowiłem konsekwentnie realizować. Już chyba w 2 czy 3 rzucie mam okonia 25+. Kolejne rzuty i jest kolejny, ale krótki.



Miejsce, które na treningu dawało ryby milczy. Kilka kolejnych i kilkanaście przerzuconych maluchów. W końcu kolejny miarowy – ok 21 cm.



Przenosimy się z kolegą na praktycznie stojącą wodę na namierzone miejsce. Po godzinie jałowego biczowania wody wracamy. Zauważam pięknego szczupaka – 65+ (choć myślę, że 70+ lekko miał). W czasie jak zmieniam zestaw na gumę ze stalką ryba znika i już się nie pojawia... Szkoda, pozamiatał by zawody. Brania jakoś coraz bardziej anemiczne. Jedynie kolega doławia dwa kolejne miarowe okonie. Kończę na 4 miejscu z lekkim niedosytem. Finalnie GP koła kończę na wysokim 6 miejscu, a gdyby nie ta jedna nieobecność... mogło by być wyżej. Poprzednio dwa razy byłem na miejscu 10 co i tak było dla mnie sukcesem.


Tak się ten rok ułożył, że z planowanych przez okręg 4 imprez muchowych rozegrane zostały jedynie dwie: Mistrzostwa Okręgu (2 tury) oraz jesienne zawody lipieniowe.

Początek czerwca to ciężki okres na jedynej naszej górskiej rzece nadającej się na tego typu rozgrywki. Długa zima dołożyła swoje i wodne zielsko miało duże opóźnienie. To spowodowało, że rzeką ciągle płynęła brązowo zabarwiona mało przejrzysta woda. Nie było szans żeby zobaczyć jakiekolwiek ryby, a dodatkowo brodzenie było bardzo niebezpieczne. Łowiliśmy w parach. Dwie tury po (chyba) 4 godziny. Pierwszą turę – nastawiając się na lipienia - kończę bez miarowej ryby. Wygrywa kolega dwoma ładnymi kleniami, drugi ma klenia i jedynego lipienia zawodów. Na drugą turę zmiana partnera i taktyki – szukamy kleni. Nigdy się na te ryby tam celowo nie nastawiałem ale zawsze obserwowałem gdzie się ustawiają. Okazało się, że dobrze typowałem. Złowiłem łącznie 7 kleni i jakaś duża ryba (kleń? boleń?) poszła mi z nimfą. Niestety tylko jeden kleń na punkty (31 cm). Pozostałe za krótkie, poniżej 30 cm, a taki był ustalony minimalny wymiar. Mimo tego byłem jednym z dwóch, którzy punktowali. W podsumowaniu, razem z zerem z pierwszej tury kończę zawody na miejscu 4, tracąc najniższe miejsce na "pudle" na korzyść kolegi z większą ilością punktów za długość ryb.


Kolejne zawody odbyły się już na rzece sąsiedniego okręgu. Mocno przetrzebiony rybostan nie dawał nadziei na udany wynik, ale uroda rzeki przyciągała. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, miejscowy kolega podsunął nam miejscówkę. Dość szybko złowiłem 2 miarowe lipienie i spiąłem trzeciego. Seba łowi również dwa. Zmieniamy miejsce ale niewiele się dzieje. Wracamy i Seba doławia trzeciego. Kończę zawody na 4 miejscu.



Pokrótce przedstawię na koniec kilka fajniejszych ryb z tego roku, z krótkim opisem okoliczności połowu.


W temacie pstrągów nie mam za bardzo o czym pisać, niemniej zaliczyłem jeden fajny dzień kiedy to złowiłem 4 pstrągi 30+ w tym jeden z większych na własnego jiga. Rybki złowione w połowie maja. Akurat tego dnia latało sporo chruścika i żerujące pstrągi można było łatwo zlokalizować. Żerowały na owadach ale dawały się oszukać obrotówką i jigiem.







Końcem marca szukając pstrągów złowiłem ładnego jazia – 42 cm. Rybka skusiła się na obrotówkę nr 3 prowadzoną z prądem na odcinku wolno płynącej wody. Mimo dość mocnego pstrągowego sprzętu stawił spory opór. Tego dnia złowiłem jeszcze okołowymiarowego pstrąga.





Jedna z ładniejszych ryb tego sezonu to boleń – 64 cm. Złowiony również w marcu, a więc w okresie ochronnym. Nastawiony byłem na jazia ewentualnie okonia. Kijek do 5 g sparowany z lekkim kołowrotkiem i plecionką wytrzymałości funta czy dwóch... Uderzył we fioletowy ripperek ok 5 cm. Hol o dziwo bardzo szybki. Ryba dość upasiona jak na tę porę roku. Szybki pomiar, kilka zdjęć i wrócił do wody. Może ortodoksi mi wybaczą...;) Aha, przepraszam za pikselozę na jednym ze zdjęć ale wolałbym nie zdradzać charakterystycznych cech miejscówki :)





Po kleniowym sukcesie na Mistrzostwach Koła postanowiłem pójść za ciosem i poszukać kleni na miejskim oraz górskim odcinku rzeki. Tylko jedna próba się powiodła. Złowiony ok 37-38 cm kleń. Piękne branie z powierzchni na smużaka – to ten z okładki wpisu.




Z okoniami też mi nie szło za bardzo. Nie mogłem się wstrzelić ani na rzece ani na wodzie stojącej. Połowić fajnie ilościowo udało się może 2-3 razy ale głównie ryby niewielkie – max 21-22 cm. Chyba trzy razy trafiłem na te fajniejsze garbuski. Raz na jeziorze, z pontonu, trafiliśmy z Sebą na miejsce i dobrą chwilę żerowania okoni. Mieliśmy super zabawę pewnie przez godzinę zanim nie zdecydowaliśmy w końcu poszukać szczupaków, na które tu przyjechaliśmy. Okonie brały najchętniej na ciemne jaskółki dość energicznie podbijane z dna. Rybki od ok 18 do 25-26 cm. Może nie okazy ale dawały mnóstwo frajdy.







Kolejny raz trafiłem super dzień na rzece. To były moje ostatnie tygodnie w starej pracy i wykorzystywałem urlop. 1-2 dni w tygodniu przeznaczone na rybki. Do tego standardowo weekend – czego chcieć więcej.

To był wyjazd z założenia szczupakowo-okoniowy. Szczupaków byłem nieomal pewny, okonie zawsze się tam trafiały "przy okazji". Nie nastawiałem się tam na nie celowo. Tym razem było inaczej bo jedynie kij był mocniejszy – w razie W – przynęty raczej jesienne, okoniowe, czyli 2,5-3 calowe smukłe gumki. Już w jednym z pierwszych miejsc trafił się okoń 20+. Czesząc dokładnie miejscówkę w poszukiwaniu jego kolegów, niejako przy okazji trafiam niezłego szczupaka – 62 cm – który demoluje (jak się później okazuje) najskuteczniejszą gumę tego dnia. Dobry kilometr dalej trafiam na miejscówkę, która w krótkim czasie daje mi 4 okonie: 30 cm, 27 cm, ok 24 cm i +/- 20. W drodze powrotnej jeszcze 2-3 maluchy.








Ta sama woda ale kilkanaście km niżej, na odcinku gdzie w listopadzie mieliśmy rozgrywać zawody. Pojechałem jakieś 4 tygodnie wcześniej na małe rozpoznanie. Znów środek tygodnia. Wybrałem poruszanie się gorszym brzegiem bo chciałem zbadać niższy odcinek. Stanąłem w miejscu gdzie zwykle jakieś nieduże okonie się trafiały. Tym razem trafiłem te większe. Najpierw taki ok 25-26 cm i drugi może miarowy. Potem cisza więc przeniosłem się niżej. Nie za wiele się działo poza niezaciętym szczupaczkiem więc na koniec wróciłem na miejscówkę. Opłaciło się bo dołowiłem kolejne 2 sztuki takich 25-27 i jednego miarowego.








Na koniec wrócę jeszcze do lipieni bo choć kiepsko w nimi tym roku to warto wspomnieć o jednym. Zrobiliśmy sobie z chłopakami wędkarski wypad weekendowy na jedną z pomorskich rzek. Prawie dwa dni łowienia. Oczekiwania były spore. Finalnie niespecjalnie połowiliśmy choć parę rybek było. Pierwszego dnia późnym już popołudniem trafiłem w głębokiej rynnie ładnego lipienia 38-39 cm (mierzony niezbyt dokładnie bo na szybko). Kardynał na osłodę tego kiepskiego roku.











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Grudzień

Sezon pstrągowy - małe podsumowanie

Marcowo - pstrągowo