Trochę muchowania




W ostatnich tygodniach całkiem fajnie połowiłem. Głównie na muchę, ale nie tylko. Spinning oczywiście cały czas mi towarzyszy. Najpierw był samotny wypad nad rzeczkę pstrągową. Nie zdarza mi się to ostatnio często. Czasu nie miałem za dużo i to jeszcze w nie najszczęśliwszą pogodę: upalne i słoneczne popołudnie. Dzięki temu, że nikogo nie musiałem gonić, ani nikt nie deptał mi po pietach, mogłem całkowicie skupić się na wędkowaniu i podziwianiu dzikiej przyrody. Już w pierwszym miejscu do woblera wyskoczył dyżurny kropek. Pogonił, trącił i więcej się nie pokazał. Jakieś ostrożne dziś, nie mają tej zajadłości jaką zwykle obserwowałem o tej porze roku. No nic, trzeba iść dalej. Kilka miejsc na pusto więc realizuję plan i omijam kolejne kilkaset metrów rzeki. Przedzieram się przez gęstwinę pokrzyw, przytulii, powojów i trzcin do dołka gdzie zamierzam zacząć. Lato jest tu ciężkim okresem do poruszania się po brzegach. Bujna roślinność, upał, pajęczyny i owady... Czasem skutecznie uprzykrzają łowienie. Woblerek przemyka się przez dołek raz, drugi, piąty... Bez efektu. Może więc obrotówka. Jest błysk i trącenie blaszki, prawdopodobnie przez 40-taka, którego miałem tu późną wiosną. Nie powtarza ataku w tę ani inne przynęty, których próbuję. Idę dalej kombinując z przynętami. Gdzieś w głowie kołacze się przeczytane kiedyś zdanie, że latem pstrągi wolą mniejsze przynęty. Nie lubię małych woblerów ani obrotówek przy połowie pstrągów. Wahadełko jakoś też mało pasuje do, bądź co bądź niespiesznej wody. Wybór pada na niedużą gumkę - imitację ciernika - na 2 g główce.



Wyraźnie interesują się nią maluchy - pstrążki po ok 20-25 cm. Dużo się ich w tym roku pojawiło. Dochodzę do ciekawego miejsca. Nieduży łuk rzeczki, na wejściu głęboki i leniwy. Potem nieduże wypłycenie z kantem i zjazd dna w dołek pod olchą. Zakręt. Następnie nieduża rynna wzdłuż przeciwległego brzegu i kolejny zakręt w lewo z rynną wchodzącą pod zwalone w poprzek drzewo. Nigdy wcześniej nie złowiłem w tym miejscu pstrąga. Podchodzę cichutko w pobliże rynny. Muszę się zatrzymać jakieś 3 m od brzegu bo w rynnie dostrzegam rybę. Stoi pod powierzchnią. Za moment dane mi jest oglądać jeden z najpiękniejszych wędkarskich spektakli. Pstrąg niespiesznie się podnosi do powierzchni, otwiera pysk i leniwie zgarnia z powierzchni jakąś muszkę. Rzucam gumkę nieco powyżej pod drugi brzeg i jak tylko startuje w poprzek nurtu, pstrąg błyskawicznie ją dopada i uderza. Parę sekund młynków i mam go w podbieraku. Piękne czerwone kropy. Pewnie ma wymiar, raczej nie więcej, nie mierzę bo i tak wraca do wody. Jakoś specjalnie upasiony nie jest.




Kolejne zakręty, dołki i nieliczne bystrza i kilka kolejnych maluszków atakuje gumkę. Jednego, wcześniej wystraszonego spod brzegu, udaje się skusić do brania jigiem. Ale wracam do ciernika. Kolejne miejsce gdzie zawsze było pusto. Obławiam najpierw głębszy dołek, a potem szybsze wejście do niego. W dołku pusto ale za to na wejściu piękny strzał i ładny już pstrąg młynkuje i skacze. Dobrze, że mam na kołowrotku żyłkę. Amortyzacja nie pozwala pstrągowi się wypiąć i ląduje w podbieraku. Fotka i na szybko przykładam miarkę bo już warto - pokazuje dobre 41 cm. Pstrąg w doskonałej kondycji i już ładnie zaokrąglony. W takiej rzeczce to już fajna ryba.



Kolejne dobre miejsca dają tylko kontakty z maluchami. Jedynie już pod koniec zauważam pod drzewem większego pstrąga. Obchodzę szeroko miejsce, żeby podać przynętę od góry ale chyba się płoszy bo nie atakuje. Kończy mi się czas, a czeka mnie jeszcze przynajmniej kilkanaście minut marszu do auta. Bez żalu kończę łowienie. Plan wykonany.




Ostatnie dwa weekendy spędziłem z kolei z muchówką. Oba na tej samej rzece ale na diametralnie różnych odcinkach. Było całkiem dobrze, choć górny odcinek, zgodnie z przewidywaniami, obdarował nas tylko niewielkimi lipieniami. Kolega podesłał mi namiary na miejsca z tymi grubszymi. Były tam, a jakże, ale brać nie chciały. Płoszyły się na widok naszych nimf. Miłym dodatkiem był pstrąg potokowy - ten z pierwszego zdjęcia. Przepięknie ubarwiony. Największy złowiony przeze mnie lipień może zbliżył się do 32-33 cm. Wziął w głębokiej rynnie z dość mocnym przepływem. Zaraz po mnie podobnego złowił tam kolega. Widać, że miejsce obiecujące.


foto: M.M.

Dolny odcinek rzeki za to nie zawiódł. Ryb może mniej, i trudniej dostępne bo i woda grubsza, cięższa do brodzenia, ale za to daje większe ryby. Tym razem lipienie dały się łowić na upatrzonego. Niezawodna okazała się niedawno zrobiona nimfka na wzór czeskich. Udało mi się ponownie złowić lipienia w jednym z dołków. Miałem go jesienią, a w tym roku koledze i mi się spinał. Tym razem przechytrzyłem go. Skusił się na "antalówkę" zawiązaną na skoczku. Szklany kijek może nie przenosi tak dobrze informacji o tym co się dzieje z zestawem pod wodą, ale za to rewelacyjnie amortyzuje zrywy ryby. Lipienie w kilka sekund znajdowały się w podbieraku.



Skuteczny zestaw przynęt:



Lipienie są chyba najtrudniejszymi do sfotografowania rybami. Ciągle się wyginają, skaczą.... Zdjęcia na szybko:





To tylko te większe, maluchów nie fotografowałem. Z ciekawostek, mi trafiła się chyba piekielnica. Sam do końca pewien nie jestem bo nigdy nie widziałem tej rybki na żywo. Ukleja to nie była, ani jelec raczej też nie. Seba trafił znów pięknego kardynała - 39 cm. Do tego - znów ciekawostka - certę. Taką dobrze 30+. Rzucił nimfę w miejsce gdzie widzieliśmy zbiórkę i zamiast spodziewanego lipienia wzięła właśnie certa. Kolejny wyjazd w tamtą okolicę będzie z zamiarem poznania jeszcze niższego odcinka rzeki, podobno lepszego jeśli chodzi o lipienie. Cóż, przekonamy się.

Wspomnę jeszcze o okoniach. Na gliniance coś się zaczęło w końcu dziać. Kilka takich +/- 24 cm juz wyjąłem, kilka spadło no i w końcu trafił się pierwszy w tym roku 30-tak. Jest mnóstwo tegorocznego
wylęgu i ryby najlepiej reagują na nieduże, jasne jaskółki.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

I znów kropki... :)

Marcowo - pstrągowo

Sezon pstrągowy - małe podsumowanie