I znów kropki... :)
Foto: Paweł Śnieć / http://www.photofilm.pl
Na ten weekend jestem
uziemiony, z pstrągów nici. Naderwanie jakiegoś mięśnia przy
kości krzyżowej skutecznie utrudnia chodzenie. Przyszły weekend
też stoi pod dużym znakiem zapytania, a dodatkowo idzie spore ochłodzenie.
Niemniej mamy już połowę
stycznia za sobą i w sumie 3 dłuższe i jeden krótki spontaniczny
wypad na koncie. Jak było? Ano zaczęło się nie najgorzej.
Sylwester – pierwszy od kilku lat – spędzony typowo imprezowo,
choć bardzo oszczędnie w kwestii rozweselających napitków, a w
dodatku w towarzystwie kolegów wędkarzy zarażonych pstrągowaniem.
Z góry zakładamy wypad w najbliższą okolicę. Takie zachowawcze
pójście na łatwiznę. Tak bezpieczniej pierwszego dnia stycznia no
i w zasadzie mamy dużą pewność wrócić z tarczą. Przeciągnięcie
imprezy do późnych godzin nocnych skutkuje późną pobudką.
Dopiero po 9 stajemy w lesie. Niebo zaniesione niskimi chmurami
zwiastuje częste przelotne opady – oby niezbyt silne. Szybki
montaż sprzętu, wskakujemy w wodery/spodniobuty i przecinką leśną
ruszamy w kierunku rzeki. Tak do końca nie mam pewności w którym
miejscu rzeczki wyjdziemy. 5 minut marszu, omawianie taktyki i
stajemy na łagodnym zboczu dolinki. Rzeczka wije się w dole,
niespieszna, płytka. Wiedziałem, że wody za dużo nie będzie –
30.12 zrobiłem rekonesans połączony ze spacerem z żoną i psem.
Rozdzielamy sobie brzegi
i do boju. We trzech na tak małym cieku niełatwo się łowi, ale
mamy już doświadczenie, wiemy jak sobie nie przeszkadzać i nie
płoszyć wzajemnie ryb.
Poruszamy się dość
szybko, więcej czasu poświęcając na nieliczne głębsze dołki w
podmyciach oraz zwaliska. Wszędzie jednak pusto, nawet nie widzimy
spłoszonych ryb i to miejscach gdzie jeszcze w sierpniu było ich
trochę. Dopiero w jednym z najciekawszych miejsc tego odcinka mam
wyjście do niewielkiego, smukłego woblerka Kenart malowanego w
pstrążka. Rybka zapina się skutecznie i za chwilę mam pierwszego
w nowym sezonie pstrąga. Jest niewielki, może ze 25-26 cm ale
pierwszy. Jest chudziutki, praktycznie nie walczył i w niczym nie
przypomina tych poźnowiosennych i letnich kropkowanych torped.
Szybka fotka telefonem i do wody. Nie silę się na jakieś sesje bo
to naprawdę nie ten kaliber ryby ;) Kolejne kilkaset metrów
przechodzimy bez ryby. Jakieś pojedyncze wyjścia pod koniec
pierwszego odcinka ale bardzo niemrawe. Widać, że ryby nie bardzo
mają ochotę żerować, a jedynie odganiają intruza-przynętę. W
tym przekonaniu utwierdza mnie kolejne miejsce gdzie dwa podwymiarowe
pstrągi próbują przegonić 7 cm woblera z okolic swojego dołka.
Uderzać jednak nie chcą. Nie reagują zupełnie na inne przynęty:
jigi, obrotówki, gumy. Najczęściej więc łowię tym woblerem.
Rapala Original Floater 7 cm, bledziuch w kolorze BJRT (balsa
juvenile rainbow trout) na zmianę z jakimś 6,5 cm plastikowym
chińczykiem, który sporo namieszał w zeszłym sezonie. Rzeczka
płynie wolno płytkim korytem, wobler tak naprawdę nie ma gdzie
rozwinąć swojej pracy. Poszarpuję go więc delikatnie żeby
zaimitować nerwoweruchy „trafionej” rybki. Wkraczamy w
najciekawszy odcinek rzeki. Koledzy notują jakieś wyjścia, Adam
wyjmuje pierwszego malucha. Moja taktyka okazuje się trafna bo mam
kolejne trzy wyjścia pstrągów, z których dwa wyjmuję – oba
chudzielce. Przedział ok 27-30 cm. Nie mierzę bo szkoda rybki
dodatkowo stresować i męczyć.
Jeden większy, obstawiam,
że już wymiarowy (35+) spada w trakcie holu po wykręceniu
kilkunastu młynków. Zaczepiony, jak jeden z wyjętych, za tylną
kotwicę więc pewne tylko odganiał. Jedynie kolejny wyjęty chciał
ewidentnie podjeść, bo zaczepił się za przednią. Seba na moją
uwagę, że odganiają duże woblery, zakłada też 7 cm i zaraz w
pierwszym rzucie ma pobicie Ryba się jednak nie zapina skutecznie.
Kolejne miejsca puste. Aż dziwne mając w pamięci co tu się działo
w lipcu czy sierpniu. Trzeba dać rybom czas na nabranie kondycji.
Innych rybek tu nie zauważyliśmy, może pojedyncze cierniki, więc
pewnie podstawę ich jadłospisu stanowią owady – wodne i lądowe
– larwy oraz żaby. A na to muszą jeszcze chwilę poczekać.
Wracamy do auta, szybki
grill z gorąca kiełbasą i jedziemy jeszcze na godzinę na dużą
rzekę. Przechodzimy fajny odcinek ale bez kontaktu z rybami.
Jak na początek sezonu
to ogólnie nie najgorzej.
Kolejna okazja na pstrągi
nadarzyła się już kilka dni później, w weekend. Tym razem
jedziemy dalej nad bardzo malowniczą rzeczkę. Trzech wędkarzy i
operator kamery/aparatu fotograficznego - Paweł chciał nakręcić
jakiś fajny materiał. Mieliśmy nadzieję, że tym razem rybki
dopiszą. Były w wodzie, owszem, ale zdecydowanie nie miały ochoty
atakować naszych przynęt. Dość powiedzieć, że po przejściu
sporego kawałka rzeczki – w tym większość po innym wędkarzu
(znajomym jak się okazało później), którego samochód zastaliśmy
zaparkowany kawałek w górze rzeki, jedynym efektem było płoszenie
ryb i dwa niemrawe wyjścia. Ryby nie uciekały od razu, a dopiero po
oddaniu kilku rzutów nagle zrywały się do panicznej ucieczki ze
swojej kryjówki. Jedno wyjście niewielkiego pstrąga miałem do
serowej Tanty, a drugie – już znacznie większego, zaryzykuję
stwierdzenie, że blisko 40-taka (chudego) – do chińskiego
twitching minnow. Pstrągowi zabrakło 1-1,5 m wody żeby capnąć
wobler, a na brzeg nie zamierzał wyskakiwać ;) Trudno powiedzieć
czy winnym kiepskiej aktywności ryb było spadające mocno
ciśnienie, niedziela, robienie odcinka po kimś, lekki minus w
powietrzu z marznącymi przelotkami utrudniającymi rzucanie..., a
może wszystko po trochu. Paweł zrobił piękne zdjęcia, które za
jego zgodą i dzięki jego uprzejmości publikuję poniżej - przy okazji zapraszam na Pawła stronkę http://www.photofilm.pl. Także
udało się zrobić krótki materiał filmowy na temat zimowego
łowienia pstrągów – film także można obejrzeć poniżej lub na
kanale Inforyby na YouTube. Polecam. Potencjalnych widzów uprzedzam,
że żadnym wielkim specjalistą nie jestem, a po prostu dzielę się
swoimi skromnymi doświadczeniami.
Foto: Paweł Śnieć / http://www.photofilm.pl
Foto: Paweł Śnieć / http://www.photofilm.pl
Foto: Paweł Śnieć / http://www.photofilm.pl
Film autorstwa: Paweł Śnieć / http://www.inforyby.pl / http://www.photofilm.pl
Kolejny weekend to była
kolejna pstrągowa wyprawa, tym razem już tylko z Sebastianem. W
sobotę przeszliśmy duży kawałek ładnej rzeczki. Wrażenia
wzrokowe nieocenione. Rybki jednak nie bardzo chciały dać o sobie
znać. Na pierwszym odcinku tylko jakiś drobiazg nieokreślonego
gatunku dał się zauważyć. Na drugim było znacznie lepiej bo
Sebastian miał trzy wyjścia, z których jedno zakończyło się
skutecznym zacięciem niewielkiego, może ok 26-27 cm pstrążka.
Zdecydowanie jednak są to odcinki rzeki warte dalszej penetracji i
dokładniejszego poznania. Jestem przekonany, że wiosną nie raz nas
zaskoczą.
Niespodziewanie w
niedzielę dostałem szansę na ok 2 godz łowienia. Chwyciłem więc
mocniejszy kij, pudełko z większymi przynętami i pojechałem na
jeden z ulubionych wiosennych odcinków dużej rzeki. Niestety ale i
tym razem bez kontaktu. W jednym z miejsc znalazłem w przybrzeżnej
wodzie kilka dużych łusek – prawdopodobnie sporych rozmiarów
klenia, na pewno 50+. Szkoda, że takie okazy kończą na patelni
mimo powszechnie znanego braku walorów smakowych...
Po drugiej
stronie spotkałem dwóch wędkarzy, z których jeden też nie miał
efektów – z drugim nie rozmawiałem bo dzielił nas szeroki
odcinek wartko płynącej wody. Już pod koniec odcinka, kiedy
zostały mi do odłowienia dwie miejscówki, pojawiło się na wodzie
kilkadziesiąt kajaków (doroczny zimowy spływ – zapomniałem, że
to zawsze o tej porze wypada) co skutecznie zakończyło moje
wędkowanie. Blisko 3 godziny jednak spędziłem.
Komentarze
Prześlij komentarz