Majowo-czerwcowy raport


Właściwie to ostatnie prawie dwa miesiące (czerwiec jeszcze się nie skończył) upłynęły głównie na łowieniu drobnicy na wodach nizinnych oraz trzech całkiem udanych wypadach pstrągowych na małe rzeczki. O ile drobnych okoni połowiłem w bród to te większe w tym sezonie nie dopisują. Fakt, że używam głównie małych przynęt, ale i na nie w zeszłym roku miałem kilka ładnych pasiaków. Coś jest na rzeczy, ryby są mocno rozproszone, żerują kapryśnie i rzadko trzymają się w większych stadkach. Łowi się pojedyncze rybki. Koledzy mają podobnie. Zabawa zaczyna się gdy wezmę w rękę kijek UL, pudełko malutkich gumek i ruszę na miejski odcinek rzeki. 30-40 okoni <15 cm to norma, czasem trafi się wśród nich wymiarowy, ale łowienie głównie niewymiarowych rybek jest mocno wątpliwe etycznie. Jedyny raz gdy połowiłem tych nieco większych miał miejsce na pobliskim jeziorze. Pierwsze miejsce, które wytypowałem okazało się łowne. Złowiłem ok 5 okoni w ok 1 godz. Rybki waleczne i energicznie atakujące gumki. No i z tych już ciekawszych, >20-22 cm. Z kolei na gliniance okonie jakby się zapadły pod ziemię. Woda co prawda jest niższa niż rok temu, oznaki żerowania – nawet 30-taki dosłownie „zasysające” drobnicę z powierzchni – widać dość często, a rybek na haku jak na lekarstwo. Jedynie trochę maluchów. Jedynie jeszcze w maju dopisywały wzdręgi. Dopisywały przez pierwsze kilka-kilkanaście dni upałów. Duże stada obserwowałem przy powierzchni. Wśród nich rybki w okolicach 25-26 cm. Rzut mikrojigiem w ławicę skutkował natychmiastowymi atakami, ale głównie tych mniejszych rybek. Taka zabawa była skończyła się wraz ze zmętnieniem wody. Ryby się gdzieś pochowały.

Kilka razy spróbowałem na rzece łowienia na muchę kleni. Nie trafiłem jednak na dzień aktywności ryb. Owszem, ataków było dużo, ale tylko uklei. Żadnego zebrania przez klenia. Próbowałem zarówno na tradycyjne suche muchy (imitacje komarnic, niewielkich włochatych gąsienic, chrusty z sarny i Red Tagi) jak też na różnego rodzaju piankowce: koniki polne, żuki i osy.

Te wiosenne miesiące są dla mnie ciężkie. Zbyt dużo łowisk chciało by się odwiedzić, zbyt dużo gatunków ryb łowić. Czasu niby nieco więcej bo dni dłuższe i noce cieplejsze. A propos nocy, dwa czy trzy razy próbowałem łowić na miejskim odcinku rzeki po zmroku. Z marnymi jednak efektami. Poza drobnymi okoniami złowionymi jeszcze przed nocą to zanotowałem jedynie kilka niezdecydowanych puknięć.

Maj i czerwiec to także czas zawodów miejskich Street Fishing Extreme. Wziąłem udział w obu tegorocznych edycjach ale, w przeciwieństwie do poprzedniego roku, nie mogę zaliczyć ich do udanych. Masa drobnego okonia, trochę krótkich wzdręg i tyle. Tak wyglądały pierwsze zawody z cyklu. Na drugich miałem okonia do miary i dwa większe straciłem praktycznie tuż przed podebraniem. Za to trening przed pierwszymi zawodami zaowocował ciekawym już kleniem w granicach 32-33 cm. Pewnie łyknął rzeszowskiego Madnessa demolując przy tym zbyt delikatną kotwiczkę.

Nie zawodzą za to pstrągi. Może nie największe ale chętne do współpracy. Nie zawodzi także nowo odkryta metoda – twitching. Zdecydowana większość ryb, szczególnie tych największych, łowiona jest przeze mnie właśnie na prowadzone szarpnięciami woblery. Skutecznością, szczególnie na górnym, wąskim i płytkim odcinku jednej z fajniejszych rzeczek, dorównywała woblerom jedynie miedziana jedynka Meppsa. Pewnie dlatego, że łatwiej ją było precyzyjnie podać i poprowadzić. Podczas pierwszego z wypadów wpadły dwie rybki w okolicach 30 cm (dokładnie 29 cm i 31 cm) plus dwa maluchy i kilka wyjść i spadów.


Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.

Kolejny wypad na inną rzekę dał 4 pstrągi i szczupaczka. Dwa największe grubaski miały odpowiednio 34 cm (na obrotówkę) i 36 cm (na wobler). Szczególnie ten drugi dał w wąskim strumyku popalić. Myślałem, że mam przynajmniej 40-taka. Do tego zaliczyłem na dzień dobry dwa spady z obrotówki, rzut po rzucie. Woda jeszcze niższa niż podczas mojej ostatniej tam obecności końcem kwietnia. Praktycznie wszędzie widać dno. Wydawać by się mogło, że ryby zaszyją się w dołkach i nie będą za przynętą wychodzić na płycizny. A jednak.


Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.

Trzeci wyjazd zaplanowany na dalszą rzeczkę, ale na górny odcinek. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Przywitała nas wąska i płytka struga płynąca między wysokimi burtami wśród łąk. Seba zostaje na tym odcinku, a ja z Marcinem jadę wyżej. Przedzieramy się przez las walcząc z chmarami komarów. Jest rzeczka, dosłownie. Woda po kostki i prostka z leżącymi gdzieniegdzie gałęziami. Teren taki, że tylko iść wodą. Ale jak tu we dwóch łowić. No nic, próbujemy. W ciekawszych miejscach rzucamy na zmianę. Pierwsza rybka atakuje moją wahadłówkę już 3-4 m od miejsca gdzie wchodzimy do wody. Potem na agrafkę wędruje nowy nabytek – chiński woblerek do twitcha. Sprawdza się znakomicie, choć jest tonący i idzie na dno jak kamień. Prowadzony szarpnięciami odjeżdża nieregularnie na boki jak jerk. Pstrągi jednak to lubią. Początkowe 100 m prostej i płytkiej rzeczki zmienia się w całkiem ciekawy siurek z licznymi zakrętami, podmyciami pod drzewami dochodzącymi do 80-90 i więcej cm oraz ciekawymi zwaliskami. Rybki biorą chętnie, są liczne ale niewielkie. Notujemy nawet kilka zbiórek owadów. Co ciekawe najgłębsze miejsca nie dają ryb. Pewnie łowiąc samemu było by inaczej. Okazów bym się nie spodziewał, ale rybki 35-40 cm mogą tam bytować.


Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.



Zdjęcie: R.I.

Zjeżdżamy na znany nam niższy odcinek. Tu również sporo wyjść, brań i rybek. Na woblerek łowię też dwa fajniejsze. Mniejszy w okolicach 30 cm i większy ok 32 cm (dwa ostatnie zdjęcia powyżej). Łącznie mam lekko 15 pstrągó. Trafia się też niewielki okoń. Marcin też wytrwale łowi twitchingiem wyjmując kilka pstrągów. Podobnie Sebastian, liczy dokładnie i kończy z 21 wyjętymi rybami. Zdecydowana większość na twitcha.

Przy okazji dziękuję Marcinowi za zrobienie mi zdjęć z pstrągami oraz za pozowanie w dołku ;)





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

I znów kropki... :)

Sezon pstrągowy - małe podsumowanie

Marcowo - pstrągowo