Szczupakowo


Myślałem, że dziś będzie lepiej. Przynajmniej poniedziałkowy wypad dawał takie nadzieje. Długi weekend z wolnym poniedziałkiem, 11.11, pozwolił w spokoju wybrać się nad wodę. Ale zanim wybrałem się na szczupaki, w sobotę odwiedziłem na innym łowisku potencjalne okoniowe miejscówki. Zanim dojechałem na miejsce kolega już 3 wyjął. Zapowiadało się ciekawie choć pogoda nie nastrajała. Dość zimno i przelotne opady. W pierwszym rzucie okonek. Nieduży, nawet wymiaru nie miał pewnie ale pewni zaatakował ok 6,5 cm rippera. Na tym się zakończyły brania na moim zestawie. Kolega jeszcze jednego okonia wyjął. W poniedziałkowy poranek zjawiam się nad rzeką. Pierwszy raz jestem w tym konkretnym miejscu, choć w tej okolicy już kiedyś wędkowałem. Głównym celem są szczupaki. Uzbrajam dość długi jak na mnie kij – 2,5 m - w kołowrotek z plecionką (8 lb – ok 0,10 mm) pozwalającą w razie potrzeby przestawić się na okonie. Mam dwa pudełka gum. Jedno typowo okoniowe, a drugie z gumami ok 7-9 cm na główkach max 7 g. Na cięższe łowienie nie pozwalała charakterystyka kijka (CW do ok 16 g), a i warunki łowiska nie wymagały tego. Z informacji Bartka wynikało, że dostęp do wody jest dość dobry. Szału nie ma jednak, trzcinowiska ciągną się wzdłuż obu brzegów i jedynie miejscami są przecinki pozwalające na wędkowanie. Za to spacer od miejsca do miejsca w miarę wygodną ścieżką. Widać, że woda przy brzegach płytka. Mam wodery więc w razie potrzeby wejdę do wody i obłowię pasy wzdłuż trzcin. Nauczony doświadczeniem z tej rzeki, ale z innych podobnych odcinków, nastawiam się na precyzyjne rzuty pod trzciny pod drugim brzegiem oraz w miarę możliwości prowadzenie gumy wzdłuż trzcin przy moim brzegu. Na pierwszy ogień idzie 3” kopyto Relaxa, jasnozielone z czarnym grzbietem i „celownikiem” na ogonie. Już w drugim miejscu po rzucie pod drugi brzeg i delikatnym podbiciu, mam branie. Zacięcie i wiem, że mam przyzwoitego szczupaka. Musze nieco dokręcić hamulec bo ryba zdecydowanie prze w kierunku trzcin. Kij ładnie wygięty. Krótka walka i podbieram go. Szybie mierzenie – 54 cm – fotka i wraca do wody.




Postanawiam jeszcze chwilę łowić w tym miejscu. Po kilku rzutach pod drugi brzeg kolejny jest wzdłuż mojego, w górę rzeki. Kiedy guma jest ok 5-6 m ode mnie czuję jakby zaczep o zielsko, taki stopniowy przyrost oporu. Podciągam mocniej żeby wyrwać gumę z zielska i w tym momencie kocioł w wodzie. Ładny szczupak zwija się w wodzie stawiając zdecydowany opór. Jest większy od poprzednika ale stosunkowo szybko go podbieram. Może dlatego, że wziął bliżej stanowiska. Sam nie wierzę! Dwa ładne szczupaki z jednego miejsca! Na oko pewnie ok 70 cm i to się potwierdza jak przykładam miarkę. Znów kilka fotek i wraca do siebie.




Oba szczupaki głęboko łyknęły Przynętę więc było trochę zabawy z wyczepianiem. Minęło dopiero ok. pół godziny, a ja już zadowolony z dnia i właściwie mógłbym już wracać. Mam satysfakcję również z faktu, że trafnie dobrałem taktykę łowienia. Kolejny rzut w górę rzeki i guma stracona. Przypon wolframowy puścił. Przypuszczalnie był mocno przetarty przez oba hole i guma go zerwała.... Idę dalej w dół. Nawet jeśli nic już nie złowię, to przynajmniej poznam kolejny odcinek rzeki. Za cel obieram szpaler drzew przy brzegu, oddalony o jakieś 400 m. W każdej przecince po drodze obławiam rzekę wachlarzem. Przechodzę większość odcinka bez brań po drodze tracąc kolejną gumę na zaczepie. Dochodzę do pierwszych drzew. Na agrafce 8,5 cm uklejka produkcji Darka. Kolejny rzut pod drugi brzeg, lekkie podbicie, opad i strzał. Kolejny szczupak szaleje na haku. W połowie szerokości rzeki spina się jednak. Kilka kolejnych rzutów nie przynosi efektów. Schodzę dalej w dół, drzewa zaraz się skończą. Jest dość ciasne miejsce, pod gałęziami, ale może jakoś rzucę spod siebie. Wciskam się i rzucam pod drugi brzeg na granicę trzcin. Branie następuje prawie natychmiast przy opadaniu gumy. Opór zupełnie inny, choć zdecydowany. Ryba rytmicznie „trzepie” łbem i wiem, że mam okonia. Dość zdecydowanie podciągam go pod brzeg, ale jak to one lubią, wchodzi pod jakąś leżącą łodygę trzciny blokując się. Jest spory więc go nie wyrwę siłą. Sięgam po podbierak, wysuwam maksymalnie sztycę i podsuwam pod rybę. Teraz mogę nieco zluzować podnosząc jednocześnie podbierak. Ryba się wyhacza z zaczepu więc ją wyciągam na brzeg. Dopiero teraz widzę wielkość ryby. Zupełnie niepodobny do innych rzecznych okoni. Jest mocno zaokrąglony jak najpiękniejsze, jeziorowe garbusy. Przykładam miarkę, całe 31 cm, guma mimo niemałego rozmiaru łyknięta zdecydowanie. Robię kilka zdjęć i zwracam rybie wolność.




Mój dzień już zaliczony na duży plus. Zastanawiam się czy iść dalej w dół, czy jednak wrócić do miejsca startu i zobaczyć jak wygląda rzeka powyżej. Stawiam na tę drugą opcję. Niestety łowię jedynie 100-150 m bo z prądem spływa łódź z dwoma wędkarzami. Jeden łowi na lekko, a drugi na ciężko. Rzeka już zatem dokładnie obłowiona. Uruchamiam plan B i jadę w inne miejsce zobaczyć czy okonie już weszły. Tam już kompletna porażka, choć kilka fajnych ataków widziałem. Zupełnie niechętne do współpracy. Postanawiam przejść na jeszcze jeden odcinek i zakończyć łowienie. Mimo fajnej wody nie mam żadnego brania. Wracam do domu.

Dziś udaliśmy się z Sebastianem w miejsce mojego poniedziałkowego wędkowania, ale z pontonem. Skoro z brzegu tak fajnie ostatnio połowiłem, to jak może być jeśli dotrzemy i obłowimy miejsca niedostępne z brzegu? Oczekiwania miałem duże. Przygotowałem spore pudło większych gum, 9-12 cm, oraz mocniejszy i poręczniejszy na pływadło kij. Zabrałem też na wszelki wypadek okoniówkę. Na miejscu jesteśmy ok 7:30. Szybko szykujemy ponton, sprzęt i na wodę. Wieje dość silny wiatr ale na szczęście wieje z prądem rzeki, jest pochmurno i może padać. Decydujemy spływać jedynie w dół. Pierwsze kilkaset metrów dokładnego obławiania pasów trzcin nie dają efektów. Na pierwszą rybę musieliśmy jednak czekać dość długo. Najpierw Sebastian ma wyjścia okoni. Śmieję się, że on widzi ryby, a ja złowię. Ok 10:30 po długim rzucie wzdłuż trzcin mam zdecydowane branie. W końcu! Czuję, że ryba nie jest specjalnie duża, ale w końcu jest pierwsza. Za chwilę przy burcie wyłania się nieduży, ok 40 cm, szczupak. Wziął na 3” Mann's Predator, perłowy z niebieskim grzbietem i czerwonym kopytkiem. Może w końcu się ruszyły.



Kolejne miejsca jednak znów na pusto. Mijamy odcinek, który zrobiłem poniedziałek. Co ok 30-40 m rzucamy kotwicę i dokładnie obławiamy co 2-3 metry miejsca przy trzcinach. Nie ma możliwości żebyśmy coś pominęli. Znów kolejne metry w dół i powtórka. Rzucam pod prawy brzeg. Guma upada może 30-40 cm od trzcinowiska. Lekkie podbicie na dwa i pozwalam gumie na dłuższy opad. W czasie opadu kopnięcie. Zacinam i zdecydowany opór. Jest kolejny szczupak! Stawia się ostro ale mocny sprzęt nie daje mu zbyt dużo szans. Bliżej pontonu okazuje się, że nieco się okręcił linką, stąd taka walka. Podbieram rybę. Szybka wyczepiam, a Sebastian pomaga ją zmierzyć. Około 51 cm. Seba robi kilka zdjęć i ryba wraca do wody.



Pogoda powoli się poprawia. Wiatr zelżał i nawet zaczyna nieśmiało przebijać słońce. Dla odmiany rzucam chwilę okoniówką. Zakładam 3 g czeburaszkę, a na hak różowo-fioletową gumkę – ripperka. W dwóch miejscach mam jakieś delikatne okoniowe szarpania, ale rybki – może z powodu uzbrojenia w hak offsetowy – nie zapinają się. Podejrzewam drobne okonie.
Wracam do szczupaków, po to dziś przyjechaliśmy. Powoli zbliża się godzina kiedy będziemy musieli kończyć. Jeszcze kilka miejsc. Zmieniam gumy, woblery, wahadła. W końcu zakładam gumę, która podobno nie łowi. Śmiejemy się, że jak będzie na nią ryba to wysyłamy fotę Adamowi – jemu efektów nie przynosiły. Kolejne puste rzuty. Guma powoli zbliża się do pontonu i jakieś 7-8 m zatrzymanie. Zacinam i wiem, że to największa dziś ryba. Szczupak pływa w lewo i prawo na tyle ile pozwala mu długość linki. Nie spieszę się z holem bo szkoda było by mi ją stracić, niech się nieco zmęczy. Powoli skracam dzielącą nas odległość. Szacuję rybę na ok 70 cm. Jest już przy burcie. Podbieram bez problemu. Siedemdziesięciu nie ma, ale powyżej 60 na pewno. Tradycyjnie Seba wyjmuje miarkę, podaję mu telefon i robi mi kilka zdjęć z rybą. Szczupak wraca do wody.




Spływamy jeszcze może ze 100 m ale już bez efektów. Czas kończyć, bo czeka nas droga pod prąd. Dzięki temu, że wiatr praktycznie odpuścił, pokonujemy – Seba dzielnie wiosłuje ;) - trasę dzielącą nas od samochodu nadspodziewanie szybko. Ja z 3 szczupakami na koncie i jednym braniem, po którym wyjąłem gumę do połowy ściągniętą z haka; Seba dziś bez ryby ale z dwoma wyjściami okoni. Ogólnie kiepsko, zważywszy, że zrobiliśmy naprawdę spory kawał wody, łowiliśmy we dwóch, a więc dokładniej, oraz każdy z nas łowił nieco innymi przynętami i pewnie nieco inaczej prowadził przynętę żeby zbadać preferencje i wpasować się w dzisiejsze gusta ryb. Na pewno pojawimy się w tym miejscu jeszcze w tym roku, jeśli nie z pontonem to z brzegu. Widać wydeptane miejsca, więc wędkarze się pojawiają, ale nie ma tu takiej presji jak na innych odcinkach. Jeszcze może być ciekawie...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

I znów kropki... :)

Sezon pstrągowy - małe podsumowanie

Marcowo - pstrągowo