Zimowe lekcje
Zdjęcie: R.I.
Muszę przyznać przed sobą, że zupełnie nie potrafię łowić o tej porze roku. Tak naprawdę zawsze kończyłem sezon w październiku i pojawiałem się nad wodą ponownie dopiero w kwietniu/maju. Miesiące zimowe i wczesnowiosenne były czasem przygotowań do nowego sezonu, gromadzenia przynęt, konserwacji sprzętu. Jednak od dwóch sezonów się to zmienia. Rzadko jestem w sytuacji, że nie zjawiam się w weekend nad wodą z powodu pogody. Łowię teraz przez cały rok. Oczywiście lepsze efekty mam w cieplejszych miesiącach, ale trzeba przyznać, że powoli zaczynam się uczyć łowić zimą.
Ostatnie dwa weekendy przyniosły
kolejne wyjścia nad wodę i próby sił. Najpierw postanowiłem
spróbować sił na kanale. Wyposażyłem się w różnego rodzaju
silikonowe przynęty - głównie imitacje larw - i uzbrojony w nowy
kijek ruszyłem nad wodę. Moim celem były okonie, po cichu liczyłem
też na jazia, może klenia. Rankiem padał śnieg i na brzegach
leżało go jeszcze miejscami całkiem sporo. Woda spokojna i cicha.
Brak wędkarzy nad brzegiem.
Zdjęcie: R.I.
Uzbroiłem kij, obciążenie przynęty dobrałem tak by móc powoli przesuwać ją po dnie powolnym zwijaniem. Nurt, szczególnie bliżej środka, pomagał i wyręczał mnie w prowadzeniu. Przeczesałem w ten sposób kilka miejscówek, przeszedłem najciekawszy kawałek łowiska, ale niestety nie zanotowałem żadnego brania. Żaden drapieżnik nie zdradził także swojej obecności. Na ostatnią godzinę przeniosłem się kilka kilometrów niżej, na lepiej znany fragment. Jednak tu także cisza w temacie okoni. Nawet miejscówki, które jeszcze miesiąc temu dawały rybki, teraz okazały się puste. Tu jednak spotkałem kilku wędkarzy nastawionych na szczupaka. Kontakty z rybami mieli. Skuteczne były duże niezbyt głęboko schodzące woblery oraz spore gumy na lekkich główkach. Cóż, kolejna lekcja :)
W kolejny weekend miałem znów w
planach kanał. Umówiłem się z kolegą na niedzielę. Jednak już
w sobotę trafiła mi się okazja połowić godzinkę wczesnym
popołudniem na rozlewisku rzeki w centrum miasta. Przyznam, że w
tym sezonie zaniedbałem nieco ten fragment miejskiego odcinka.
Głównie z powodu wysokiego stanu wody przez większą część
roku, ale także z powodu "odkrycia" nowych łowisk w
okolicy. Była godzina 15:00, dość ponuro i zimno.
Zdjęcie: R.I.
Wiedziałem, że mam maksymalnie godzinę zanim się ściemni. Zabrałem ze sobą lekki kijek i ponownie nastawiłem się na okonie. Byłem pewny, że tu są ale czy uda się jakiegoś skusić? Na pierwszy ogień poszedł brązowy ripperek o "zapaszku" ryby na 4 g pomarańczowej czeburaszce. 20-30 rzutów i jako, że nie ma brań, zmiana na lżejszą (2,5 g), mniejszą i jaśniejszą gumkę. Kilka rzutów i mam wrażenie, że uwiesiło się jakieś gnijące zielsko. Dla sprawdzenia podciągam przynętę pod powierzchnię i widzę szamoczącego się okonka. Spadł. Aha, czyli są jak przewidywałem ale nie bardzo mają ochotę żerować i biorą niezwykle delikatnie. Kolejne 2-3 rzuty i nic. Postanawiam zmienić tego cieniutkiego ripperka na ok. 5 cm larwę w odcieniu przezroczystej oliwki z brokatem. Do tego główka 2 g. Przynęta będzie przy swoich rozmiarach opadać bardzo wolno, a o to mi teraz chodzi. Rzut, opad do dna i przesunięcie tylko przez jeden obrót korbki. Chwila przerwy i kolejny obrót. Praktycznie po 2-3 obrotach czuję lekki opór. Zacinam i znów jakiś niemrawy opór na końcu. Podciągam wyżej i widzę rybę, kolejny okonek :) A więc tak je trzeba podejść.
Zdjęcie: R.I.
Niestety na tym jednym się skończyło.
Ściemniało się bardzo szybko, z zimna drętwiały palce, kapało z
nosa. Zbliżała się 16:00 i musiałem kończyć. Te dwa kontakty w
tak krótkim czasie bardzo mnie ucieszyły. Nadal się uczę :)
Niedzielny poranek nad kanałem powitał
nas małym tłumem wędkarzy nad brzegami. Nie tylko my chcieliśmy
nacieszyć się z pobytu nad wodą. Przyznam, że niezbyt lubię
łowić w takich warunkach. Kanał jest na tyle wąski, że wędkarze
z drugiego brzegu rzucali pod nasz, i odwrotnie. Zacząłem zestawem
drop shot. Kilka miejsc i zero brań. Jasna gumka, ciemna gumka - bez
efektów. Pozostali łowiący podobnie. Zmieniający miejsce kolega
spotkany nad kanałem donosi o bardzo delikatnych braniach okoni
łapiących za ogonki gumek. Jeden z wędkarzy łowi niewielkiego
szczupaczka i to na tyle. Zmieniamy miejsce, przenosimy się nieco
wyżej. Spokojna, stojąca woda i zaczynające przygrzewać słońce
dają szansę, że rybki się przebudzą i choć trochę potargają
naszymi wędkami. Nieco wcześniej zmieniłem zestaw. Założyłem
niewielką jaskrawozieloną gumkę na 2 g czeburaszce. No więc
próbujemy. Może 2 rzut i branie, ale bardzo delikatne, na gumkę
leżącą na dnie. Wyciągam niewielkiego okonka.
Zdjęcie: R.I.
Dobra nasza - myślę sobie. Trafiliśmy na miejsce w końcu. Kilka kolejnych rzutów i .....cisza. Czyżby tylko jeden siedział pryz dnie? Postanawiamy jeszcze sprawdzić wyższy odcinek kanału, ale najciekawsze na co trafiamy to ścieżka zrobiona przez bobry prowadząca z kanału na sąsiadujące bajoro.
Zdjęcie: R.I.
Zdjęcie: R.I.
Nad brzegiem bajora oczywiście od razu widać ślad ich działalności.
Zdjęcie: R.I.
Jeszcze 2-3 miejsca, po kilkanaście rzutów i wracamy. Nic dziś więcej z tego nie będzie. Cieszy mnie, że poznałem nowy odcinek kanału. Na pewno wrócę tam wiosną i obowiązkowo zjawię się latem z muchówką. Jazie i klenie miejcie się na baczności!
Komentarze
Prześlij komentarz