Podsumowanie



Tak jakoś wyszło, że nie miałem czasu napisać choćby kilku zdań podsumowujących mój wędkarski rok 2020, a już mamy ponad połowę stycznia za sobą... Dziwny był to rok, choć muszę przyznać, że całkiem efektywny. Pstrągowo podsumowałem go już w jednym z poprzednich wpisów, może zatem kilka zdań co takiego wyjątkowego mnie spotkało. Trafił mi się (przypadkiem) ładny boleń, ponad 60 cm. Na lekkim okoniowym kijku miałem z nim trochę zabawy i biegania po brzegu. Może w bieżącym roku poświęcę tym rybom trochę więcej czasu. Klenie - tu było całkiem fajnie choć praktycznie się na te ryby nie nastawiałem. Pobity skromny rekord kleniem 44 cm, a tego samego dnia jeszcze dwa fajne na kiju były. Poczyniłem ciekawe spostrzeżenia co do sposobu żerowania tych ryb i prowadzenia przynęty w sposób dla nich interesujący. Nieco już później, w słuszności tej obserwacji utwierdził mnie jeden z łowców kleni. Mam mocne postanowienie złowić w tym roku kilka fajnych kleksów. Mała poprawka, był jesienią jeszcze większy kleń złowiony na miejskim odcinku rzeki już po zmroku. Nastawiałem się na sandacze, a tu w 3 calowe kopyto przydzwonił zdrowy kleniozaur dosłownie demolując gumę. Zapomniałem dokładnej długości ryby, ale to było jakoś w okolicach 47-48 cm. 

foto: T.C.

Acha, klenie dopisały też muchowo. O ile z lipieniami szło różnie, to na klenie prawie zawsze mogłem liczyć. Skoro jestem przy lipieniach... Złowiłem kilka fajnych sztuk i masę drobiazgu. Szczególnie zapamiętam jeden dzień kiedy złowiłem kilka miarowych ryb (33+) w tym rodzynka 42-43 cm. Nowe nimfy się sprawdziły. Pięknego lipienia  - 43 cm - złowiłem również na spinning. Niezapomniane przeżycie. Wiosną złowiłem pierwszego poważnego jazia i wiem, że tym rybom również chcę poświęcić więcej czasu. Szczupak - złowiłem ich mniej niż rok wcześniej ale poprawiłem życiówkę - 74 cm. Specjalnych postanowień robił tu nie będę bo brak mi czasu w sezonie żeby się poświęcić łowieniu szczupaków. Przy okazji łowienia okoni i tak się trafią. Sandacz - tu nic się nie działo, kilka wypadów nie dało efektu. Jakoś nie mogę się przekonać do nocnych łowów jesienią. Pozostały okonie. Tu też ilościowo dość słabo. Przez przebieg pogody nie mogłem się wstrzelić w okres dobrych brań oraz w odpowiednie miejsce. Jakieś 30-taczki w sezonie w końcu się trafiły.


A jak się zaczął nowy rok? Oczywiście pstrągowo, choć ryby mogłem podziwiać jedynie w rękach kolegów. Na kilka wypraw miałem jedynie jeden kontakt. Nieduży pstrąg nie był w stanie zakąsić sporego twistera i trzykrotnie skubał jedynie ogonek. Dopiero ósme z kolei wyjście nad rzekę obdarowało mnie rybami. Choć były nieduże, niespełna wymiarowe, to te trzy pstrągi dały mi sporo radości.

Niech za opis ostatnich wypraw posłużą zdjęcia.








Gniazdo tarłowe pstrąga na niewielkiej rzece.




Częściej miałem kontakty z grzybkami niż z rybami ;)






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

I znów kropki... :)

Sezon pstrągowy - małe podsumowanie

Marcowo - pstrągowo