Ostatnie lipienie i pierwszy lin

Foto: A.H.

Będzie więcej zdjęć i niewiele tekstu. Taki reporterski post z dwóch fajnych dni.

Po pierwsze zakończyliśmy pierwszą część tegorocznego sezonu lipieniowego. Ambitnie pojechaliśmy poznać nowy odcinek rzeki. Po dwóch pustych godzinach, kiedy nie widzieliśmy nawet ryb, podejmujemy szybką i męską decyzję o przeprowadzce. Jedziemy w miejsce, gdzie wiemy, że ryby są. Kilkanaście minut, zejście nad rzekę i faktycznie są. Dziś bardzo płochliwie, wystarczy pojawić się w polu widzenia, a zwiewają jak pstrągi. Może być ciężko. Zaczyna Bartek, od razu z grubej rury, łowiąc pięknego i jak się później okazuje swojego jedynego dzisiaj lipienia - równe 40 cm. Fantastyczna ryba! W końcu i ja mam kontakt i wyjmuję dwa pierwsze nieduże lipienie. Udało się także "ochrzcić" muchowo Adama - chłopak pierwszy raz ma w ręce muchówkę. Ma kilka kontaktów i w końcu łowi swojego pierwszego lipienia! Dziś mam chyba dobry dzień, bo gdy w końcu wstrzelam się w nimfę (w zasadzie przewidywalną) to wyjmuję kilka następnych rybek. W sumie kończę dzisiejszą krótką wyprawę z 10 czy 11 sztukami, w tym ok połowa to rybki z przedziału około 27 - 31 cm. Nie mierzę bo szkoda je męczyć za długo. Zobaczcie sami kilka migawek.


Foto: S.S.



Foto: S.S.



Foto: A.H.



Foto: S.S.



Foto: A.H.


W kolejny weekend zachęceni ociepleniem i słoneczną pogodą postanowiliśmy poszukać jazi. W zasadzie to liczyliśmy na cokolwiek. Pierwsze wybrane łowisko potraktowałem bardziej rozpoznawczo. Jedyne branie i ryba to ładny sandacz, około 53-54 cm złowiony przez Sebastiana na okoniowy paproszek. Jako, że zrobiliśmy zakładany fragment, a czasu jeszcze trochę mieliśmy to przenieśliśmy się na inny odcinek kanału. Tam szybko wpadł jeden okonek, za chwilę drugi. Kolejną moją rybką był waleczny szczupaczek ok 32 cm. Z impetem chciał się wbić w trzciny - stałem w wąskiej przecince - a jak się mu nie udało to zanurkował pod przybrzeżny lód. Cienka, krucha pokrywa zalegała miejscami przy brzegach - efekt nocnego spadku temperatury. Plecionka z lekkim hałasem cięła lodową błonę. Na szczęście zapięty był płytko - choć uderzenie było wyraźne - i nie obciął zestawu. Łowiłem na leciutki kijek do 7 g, cienką plecionkę 3 splotową JMC z przyponem z żyłki 0,14 mm. Szczupaczek skusił się na Tantę z kolorze Cheese na 2 g czeburaszce. Na wodzie widać było częste ataki okoni na drobnicę. W jednym z kolejnych miejsc na jaskółkę Westin Megateez mam kilka brań i jednego niedużego okonia wyjmują. Sprawdzam jeszcze kilka miejsc ale kusi powrót w pierwsze stanowisko w trzcinach. Okazuje się to być dobrym posunięciem. W drugim rzucie zacinam coś większego, Ryba szybko rusza w kierunku brzegu w trzciny. Zwijam najszybciej jak mogę ale i tak wbija się jakieś 3-4 m ode mnie. Na siłę, ryzykując przecięcie plecionki na trzcinach, wyciągam ją stamtąd. Jeszcze 2-3 nury pod lód i ręką podbieram ładnego lina. Tym razem na twister - paproszek Relaxa w buraczkowo-fioletowym kolorze z brokatem. Wołam Sebastiana żeby zrobił mi kilka zdjęć. Rybka piękna oliwkowa z czerwonym okiem. Ma około 35 cm - nie mierzę bo liczę, że rekord w tym gatunku jeszcze przede mną ;)



Niedługo po tym kolejny pstryk i rybka znów wygina kijek, Tym razem to fajny gruby okoń, na oko ze 25 cm.



Jeszcze kilkanaście rzutów, kolejne zmiany przynęt i czas kończyć bo zaczyna się robić zimno. Sebastian również łowi lina, mniejszego, też na gumę. Aż tak udanego popołudnia nie spodziewaliśmy się.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

I znów kropki... :)

Sezon pstrągowy - małe podsumowanie

Marcowo - pstrągowo